Wyłącz ziemniaki
Porąbało się. I to grubo. Z dnia na dzień, bez ostrzeżenia, bez żółtej kartki.
Porąbało się. I to grubo. Z dnia na dzień, bez ostrzeżenia, bez żółtej kartki.
Była równaniem. Wynikiem prostych ciągów przyczynowo-skutkowych. Cieszyła się, gdy ktoś ją chwalił, smuciła, gdy mówili, że gruba i brzydka. Kręgosłup był na miejscu, choć od dawna czuła, że już nie pierwszej świeżości. Systematyczne łamanie zostawiło po sobie kontuzję. Nie jednak taką, żeby nie móc popatrzyć na słońce. W samo południe. Bez okularów. Bez-czelnie.
To był upalny dzień. Nad asfaltem unosiła się przezroczysta łuna tańczącego powietrza. Za dzieciaka zawsze się temu dziwiła. Bo jak można widzieć niewidzialne...
Była zwykłą dziewczyną. Taką z krwi i polskiej kości.
Miała na imię Helena. Była piękna. W oku błysk, w sercu ogień, przed nią cały świat.
Nie wiem jakim typem pokolenia jestem. Czy iksem, czy igrekiem, czy u-umlałtem jakimś. Nie wiem, czy w ogóle warto te pokolenia nazywać. W sumie jest mi to obojętne.
Trwało prawie pół roku, ale już jest. Krótki zapis lankijskich momentów.
Obiecałam ostatnio, że napiszę wtedy, gdy kosztem nie będzie ani czas dla mojej rodziny, ani sen. Dziś jest ten dzień. Idzie wiosna.
W Basta-głowie ostatnio szał. Rozprawa z aksjomatem, rozmowy z samą sobą do białego rana, jeden krok w przód, a dwa w uliczkę. Dzieje się świat.
Chwilę to potrwało, ale już jest.
Ostatnio trochę ćwiczę. Niestety nie mięśnie brzucha (choć te czasami płoną od nieokrzesanego rechotu), a mięśnie moich nawyków.