
Przez ostatnie lata zarządzałam rekrutacją w paru największych światowych korporacjach. W tym czasie zgromadziłam worek (wór, worzydło) doświadczeń. Dziś opowiem o kilku z nich. Rzecz o kobietach i o tym jak przechodzą przez rozmowy kwalifikacyjne.
Na wstępie powiem, że historia jest w 100% prawdziwa. Nie nosi znamion literackiej fikcji ani manipulacji. Opisywane zdarzenia są jednak fragmentaryczne i nie pozwalają wyciągnąć ogólnych wniosków. Nie wyciągajmy więc. Innymi słowy: kobiety są różne. Jak wszystko.
A było to tak…
Odsłona pierwsza: Czy jesteś najlepsza?
Jakiś czas temu chciałam dotrudnić kolejną osobę do swojego zespołu. Po bożemu puściłam ogłoszenia. Były korpo strony, były #pracuj.pl -e, było wszystko, co trzeba. Po wstępnej selekcji kilka osób naprawdę mnie zaciekawiło. Torpedy. Do ostatniego etapu dobrnęły tylko dwie. Torpedy kwadrat. Obie były kobietami. Długie lata doświadczeń w branży, świetne komunikacyjnie, bystre. Błysk w oku niemal raził po oczach.
Podczas rozmowy z pierwszą z nich, przypadkowo spytałam:
ja: czy jest Pani najlepszą konsultantką w swojej agencji?
T1 [Jak Torpeda]: eghhhhhhh, ymmmm?? ymmmmm (….) ***mija prawie minuta, a na dekolcie pojawiają się wyraźne plamy od wzrostu ciśnienia*** Że jak?
Próbowałam kiedyś odtworzyć minę, która wysypała się na twarzy tej dziewczyny. To było m.w. coś takiego:
ja: prosta rzecz: czy jest Pani najlepsza w swojej pracy?
T1: no, chyba nie. Gdybym tak powiedziała, byłoby to takie nieskromne.
PAUZA.
Rozmowa potoczyła się swoim torem. Człowiek wyszedł, a Basta-brew podniosła się z zastanowienia.
Po chwili przyszła kolejna kandydatka. Brew opadła, ale zastanowienie pozostało. Ponowiłam więc pytanie.
Ja: Pani T2, czy jest Pani najlepszą konsultantką w swojej agencji?
T2: Bosz, nie wiem! To strasznie trudne tak siebie ocenić.
Ja: zachęcam do spróbowania… to jak z tym jest?
T2: No nie, chyba nie. Inni też są dobrzy, a to głupio się chwalić.
No i jeszcze twarz:
PAUZA2.
Rozmowa potoczyła się swoim torem. Człowiek wyszedł, a Basta spadła z krzesła.
Odsłona druga: Ogłoszenie
Po kilku kolejnych tygodniach znowu padła decyzja o powiększeniu zespołu – tym razem w innym mieście. Ogłoszenia poszły. Nie były jednak zupełnie zwyczajne. Szukałam wtedy osoby, która zajmowałaby się kontaktem z pasywnymi kandydatami. To ci, którzy piszą do Was na #Linkedin -ach lub #GoldenLine -ach, oferując cudną pracę i złoty ząb w pakiecie.
Tytuł ogłoszenia: Najlepszy Researcher Świata. Internety zarchiwizowały ten post. Jeśli chcecie – sprawdźcie.
I tu zadział się kosmos. Statystycznie – do działów Rekrutacji/ HR/ Administracji etc. aplikuje 80-90% kobiet. Nie wiem czemu, ale zawsze tak było. Trochę tak jak z pielęgniarkami. Takie też były moje wcześniejsze doświadczenia. Aż tu nagle, wystarczyło, że zmieniłam lekko tytuł, dodając słowo „Najlepszy” i świat stanął na głowie, a zaraz za nim owa statystyka. Prawie 90% aplikacji pochodziło od mężczyzn. Wiele z nich było bardzo dobrych. Kobiety się wycofały. True story.
Odsłona trzecia: Basta-błąd
Wynikiem opisanej powyżej rekrutacji (tej na Researcher’a) było zatrudnienie jednego kandydata. Mężczyzny. Na pytanie o bycie najlepszym, oko nawet nie mrugnęło. Bez zająknięcia wysnuł peany na swoją cześć. Lekkość wypowiedzi przyzwoita. Czemu nie. Przyjęłam. Głównie dla kontrastu.
Potem historia nie była już tak różowa. Współpraca, merytorycznie się nie powiodła i jeszcze na okresie próbnym pomachałam człowiekowi na do widzenia.
I nie – nie próbuję tu dowieść przewagi jednej płci nad drugą. Nie chcę też powiedzieć, że historie kilku osób konstytuują ogólne wnioski dotyczące całej populacji.
To, co chcę pokazać, to [w skrócie] historia obrazująca:
- z jednej strony, obiektywnie torpedujące dziewczyny, którym dużo trudniej osiągnąć zamierzone cele, ze względu na brak umiejętności wyduszenia z siebie, że są świetne [bo przecież są – te moje były];
- a z drugiej: obiektywnie słaby/przeciętny mężczyzna, któremu jest o niebo łatwiej, tylko dlatego, że ma w sobie zdrowy poziom bezczelności (tej pozytywnej) i nie boi się mówić o sobie w samych (lub prawie-samych) superlatywach.
PAUZA3.
Zastanów się, Basta-czytelniku, w której grupie jesteś.
Odsłona czwarta: Kobieto, ogarnij!
Zadanie na dziś: wymień 5 swoich najmocniejszych cech. Jeśli zajęło Ci to mniej niż minutę (poszło jednym tchem), wygrałaś –przechodzisz na następną planszę, jeśli więcej – zapisz je na kartce.
Powtórz je na głos i naucz się ich na pamięć.
Potem zastanów się czy/jak często eksponujesz swoje mocne strony w pracy. Jeśli często, Basta-brawo, jeśli nie – zacznij. Najlepiej od zaraz. Czas start.
A potem przypomnij sobie wszystkie swoje (nawet małe) sukcesy z ostatniego roku. Bądź świadoma jak wiele rzeczy udało Ci się osiągnąć. Każdy z nas ma taką listę, wystarczy ją sobie uświadomić.
Bez względu na płeć. Mężczyznom też czasami tego brakuje. Niestety statystycznie, to u kobiet obserwuję to zjawisko. Skrajnie częściej niż u Panów.

Tekst pochłonęłam jednym tchem. Zgadzam się z każdym słowem. Prowadzę rekrutacje od 6 lat i zawsze, ale to zawsze na pytanie o swoich mocnych stronach ludzie zaczynają błądzić w myślach. Tak, jakby odpowiedź była ukryta bardzo głęboko. Zawsze mnie to smuciło. Ciekawe jak sama wypadłabym teraz na rozmowie, bo w sumie to miałam jedną z życiu 🙂 Pozdrawiam