Tatuaże
10 lipca 2019 Kobieta 2 komentarze

Tatuaże

Była równaniem. Wynikiem prostych ciągów przyczynowo-skutkowych. Cieszyła się, gdy ktoś ją chwalił, smuciła, gdy mówili, że gruba i brzydka. Kręgosłup był na miejscu, choć od dawna czuła, że już nie pierwszej świeżości. Systematyczne łamanie zostawiło po sobie kontuzję. Nie jednak taką, żeby nie móc popatrzyć na słońce. W samo południe. Bez okularów. Bez-czelnie.

W jej skład wchodził cały świat.

I serce, i wątroba, i mózg i rozum…

Neurony i jony, czasami też glony.

Historie rozliczne.

Trochę podrobów, trochę kawioru. Wiadomo – samo życie.

Takie, które przede wszystkim uczyło. Jak widelec trzymać, żeby kleksów nie sadził, jak nie gadać z pełną gębą, choć głoski same z tejże wypadały.

Co robić, gdy siła przeważa nad mądrością, a władza nad moralnością.

W tych kwestiach nigdy nie miała wątpliwości. Tak ją przygody wychowały. Albo taki już po prostu siedział w niej kwas deoksyrybonukleinowy.

Lubiła kolekcjonować. W zasadzie co się dało.

Historie, sylaby, zapachy i smaki. Każdą całość dzieliła na kawałki i składała w pudełkach pamięci. Na później, na kiedyś, na jeszcze-kiedyś-na-pewno-się-przyda…

Uczyła się z tych wspomnień wiele.

Że jak czytać, to ze zrozumieniem, jak mówić, to z sensem, jak pracować, to w ważnej sprawie.

Że pieniądze dadzą Ci…pieniądze. Nigdy szacunek i władzę nad drugim człowiekiem. Kupią sex, bliskości wcale. Podadzą steka kobe, ale nie zaspokoją apetytu. Na życie, na przygodę, na to, co sprawia, że nasz gatunek zasługuje na przetrwanie.

Czasami dziwiła się światu

Dlaczego ludziom zawsze jest za ciepło lub za zimno. Dlaczego zawsze znajdą choćby jeden, ułomny ułamek.

Bo kelner przyniósł talerz zbyt późno lub przesolone, niedosolone, bez smaku zupełnie.

Bo sąsiad buc, burak i zbój albo przeintelektualizowany pawian.

Bo mąż za leniwy lub nigdy go na bazie nie ma. Pod miotłą, pod kołdrą, pod ladą.

Bo Heniek, weźrzeż wreszcie się ogarnij i przykręć tę śrubę jak mężczyzna. Prawdziwy. Ze stali, potu i sadzy. A potem chodź i przytul, wyszeptuj aksamitem.

Bo Halina kochana taka. Moja. Znana na wylot, że konie kraść. Ale chłopie, żeby ona chociaż raz w czasie, przy niedzieli powiała jakąś tajemnicą… To by życie dopiero było. Nowe, ciekawe, a nie taka kaszana przewidywalności.

Bo sąsiadka taka niezadbana lub widziałeś-ten-jej-nowy-cyc-łomatko-zwariowała-to-na-pewno-menopauza.

Bo  praca zbyt trudna albo nudna jak odcinki agrobiznesu.

 

Bo gdybym ja tylko miał więcej w życiu szczęścia, to wszystko wyglądałoby inaczej…

Nie wyglądałoby. To przecież oczywiste.

Tatuaże

Czasami i jej zdarzało się pomarudzić. Raczej wsobnie, w kącie i pod nosem. Nowoczesna odmiana psychicznego masochizmu. Wiedziała, że to skrajnie durne, ale nic sobie z tego nie robiła. Ot, takie momenty. Bywało, że dawała sobie do nich prawo.

Powody były różne i też z różnych wiader gówna nabierane.

A to, że świat się chyli ku zagładzie, na własne, plastikowe życzenie.

A to, że dzieci rosną tak szybko i łolaboga, co to będzie za lat kilka jak już teraz taki dziki zachód.

A to, że konstytucja zagrożona, a elity nieelitarne wcale (i zupełnie nie wiadomo jak hodować nowe).

Że smog zbyt trujący i nie potrafi tego zmienić (bo ona jest micro, a problem w odwrotności).

Że pomidory już nie takie, a kultura w masową obleczona…

I wreszcie, że gdyby tylko miała więcej w życiu szczęścia, to wszystko wyglądałoby inaczej…

Nie wyglądałoby. To przecież oczywiste.

Szczęście, z resztą było u niej stałym bywalcem. Zdarzało jej się o tym nie pamiętać.

 

Dużo w tym wszystkim nawyków, królików i tików.

Bo z mlekiem matki wyssane, bo kod kulturowy taki (podobno).

 

Siedzi więc sobie dziewczę na żerdzi. Nogami macha podniebnie.

I patrzy, oj jak patrzy – z uwagą i oczami jak arbuzy.

A potem widzi.

Tatuaż, który z nią już od lat, a nigdy, przenigdy niechciany.

Znamię zachowań stadnych i głupich, odruchów, które niepotrzebne. I nawet jak mózg, w swym rozumie podpowiada jak trzeba, to instynkt i tak robi swoje… I martwić się każe, brew marszczyć wyraźnie. I sapać, i chlapać, i parę z pyska puszczać.

A gdyby tak wreszcie, raz a porządnie.

Wziąć i przestać…

2 komentarze
Poprzedni Dziewczyny z Radomska Następny Wyłącz ziemniaki

Basta! Wróciłaś, nareszcie! I nic a nic nie zagubiłaś swojego kunsztu pisarskiego! 😍

Oby powrót na dłużej 🙂