
Obiecałam ostatnio, że napiszę wtedy, gdy kosztem nie będzie ani czas dla mojej rodziny, ani sen. Dziś jest ten dzień. Idzie wiosna.
Ostatnie miesiące Basta-życia były wyjątkowe. Działo się dużo i szybko, w każdej ważnej kategorii. Kiedyś pewnie jakąś część Ci opowiem. To jednak nie dziś.
Jestem w dość osobliwym miejscu. Głowa już chyba w dorosłości. Tej przez dużą „D”. W ciągu jednego dnia potrafię w niej zmieścić cały wszechświat. Martwię się, marszczę, śmieję, ignoruję, walczę, przytulam, całuję i pluję, kocham, nie kocham, kogo-to-obchodzi, wspinam się, spadam, buduję, rozpadam.
I mam. Albo już nie mam. Wiem. Albo wcale nie.
Ot, taki to moment. Sam widzisz. Mówiłam.
Są dwie rzeczy, które w ostatnich miesiącach mocno wjechały mi w mózg. Zza krzaka tak. Niezaproszone. Opowiem Ci o tym. No bo niby czemu nie.
Doba ma zawsze 24 godziny
Byłam niedawno na zajęciach u fantastycznej grupy studentów. Twarze dość młode, ale nietępe zupełnie. W oku błysk, w głosie ciekawość.
Rozmawialiśmy.
W pewnym momencie jedna z dziewczyn spytała mnie o to, jak to robię, że mimo wielu obowiązków, wygląda na to, że udaje mi się wszystko w harmonii ze sobą godzić. I, że czasu starcza na wiele, a obrazek uśmiechnięty i lśniący.
Zatkało.
Bo to nieprawda, że wszystko da się w życiu pogodzić. Każdy wybór eliminuje serię innych. Każda obecność skutkuje nieobecnością w innej dziurze. Jeśli pazur wypiłowany, to książka nieprzeczytana. Jeśli w pracy obfitości, w domu raczej sucho. Albo jeszcze nie, ale codziennie prognoza coraz słabsza.
Wszystko w życiu jest warunkowe i bardzo logiczne. To te ciągi przyczynowo-skutkowe.
Nie ma historii idealnych. Są nasze historie. Ludzkie.
Dokładnie takie, jakie sobie napiszemy.
Życie to suma naszych wyborów i ich naturalnych konsekwencji. Nie każdy z nich będzie wygodny.
Ważne, żeby bilans taki był. Żebyś rozumiał co poświęcasz, w imię czego. I, żeby to wszystko miało dla Ciebie sens w średniej perspektywie. Nie tej na jutro, ale też nie tej na emeryturze. Takiej, co jeszcze w pełni sił.
Nie wierz, gdy mówią, że wszystko możesz i, że to tylko kwestia dobrej organizacji czasu.
Doba ma zawsze 24 godziny.
Po prostu wybieraj mądrze. Najmądrzej jak potrafisz.
Ja wciąż się tego uczę.
Trudne jak szlag. Wiem, że możliwe.
Siła rozmowy
Widziałam się jakiś czas temu z wyjątkowym człowiekiem. Ten typ, co wiesz, że za chwilę świat będzie się nią chwalił. Że mówi z rozmysłem albo wcale. Że wdech zaweźmie, zanim głupotę strzeli.
A młoda taka. No młoda. I metryką, i sercem. To zaleta. Dużo jeszcze historii będzie jej się działo. Wiem, że będą kolorowe.
Dobrze się na to patrzy.
Rozmowa była o rzeczach ważnych i z kategorii „budzące emocje”. Bo jak pracować w spokoju, jeśli instynkty tak często biorą górę. Jak powiedzieć osobie obok, że punkty widzenia różne, ale w konsensusie siła, kiedy na widok interlokutora, w głowie dudni dźwięczne „beeeee”?
<Że baran, no – mówiąc wprost.>
I jeszcze ten cholerny czas. A raczej jego brak. I niecierpliwość. Wrodzona i logicznie uzasadniona.
Jak rozmawiać, kiedy na słowo najmniejszej ochoty się już nie ma?
WDECH
WYDECH
Normalnie.
Jak człowiek z człowiekiem.
Takim, co myśli, rozumie, próbuje, myli się, ma rację i co-tam-jeszcze-najświętsza-panienka-w-inwentarzu-miała. Tym, co wieczorami, w dresiwie robi sobie kanapki z serem i pomidorem. Raz na kilka dni wyrzuca śmieci, bo później już zaczynają śmierdzieć. Nie sprząta, póki nie musi.
Czyta, kiedy coś mu w oko wpadnie, ale nie żeby psychopatycznie. Zdarza się, że wpada i ktoś. To miłe momenty. Lubi, gdy ludzie go słuchają, ale nie chodzi mu o posłuszeństwo.
Chciałby mieć boskie ciało, ale kłamie, że chodzi wyłącznie o zdrowie.
Boi się jak szlag. Najbardziej starości. Że sam zostanie. W smutku, chorobie i bez miłości. Na co dzień o tym nie myśli. Bo i po co.
Jak się spoci, to śmierdzi. Jak nie ogoli, zarasta.
Kiedyś umrze. Chciałby do tego czasu przeżyć coś, co tego warte.
Ot, zwyczajny taki.
WDECH
Zbyt dużo w nas wszystkich akcentów na „ja”. Zbyt mało na „my” i „nasze”.
„Ja” żyje w samotności.
Samotność jest trudna. Rozleniwia, drenuje, nie mobilizuje, nie pozwala na rozmnożenie. Samotność jest wrogiem. Większości tego, co w pracy dodaje wartości.
Izoluje i zabiera dużo więcej niż od siebie daje.
To w stadach jest siła dzisiejszych czasów. W kontekstach, perspektywach, konfliktach i sposobach na ich rozwiązanie. Już od dawna jednostki przegrywają z drużynami. Już od dawna umiejętność prowadzenia rozmowy nie polega na sprawnym klejeniu głosek. To szukanie wspólnych mianowników, łączenie w miejscu podziałów, konfrontacja, ale w bezpiecznych warunkach, zdania mówione wielką literą.
To wszystko, to umiejętność. Nie jakiś, wrodzony zen. A każda umiejętność rodzi się z chęci treningu.
Warto tę chęć w sobie (wy)budować.
WYDECH
Dobranoc Basta-Czyteniku.
Tęskniłam.
Tak po swojemu.

Tak, tak, droga Basto, ja chciałabym się bardzo zgodzić z Tobą. Trening trzeba czynić, trzeba bardzo się uczyć jak z drugą stroną porozumować, żeby się dogadać. No i samotne „ja”, które nie ma z kim rozmawiać, nie ma lustra. A bez lustra nie wiadomo przecież, co poprawiać. „Ja” bez lustra jest bezkrytyczne i bywa szkodliwe… Ja mam taką misję, wymyśliłam sobie, że przypominać o szacunku do naszych luster – bliskich kobiet i mężczyzn, którzy nas konstruktywnie stopują albo popychają do przodu. I cieszę się, że tak równo oddychasz na wiosnę 🙂 Dużo radości życzę!