
Afera serowa w domu Basta
Mąż mnie ostatnio poprosił, żeby ograniczyć wątki domowe w publicznie prowadzonej narracji. Obiecałam to ograniczenie. Z jednym, drobnym zastrzeżeniem. Że jeszcze tylko o aferze serowej będę mogła napisać. Przystał.
Mąż mnie ostatnio poprosił, żeby ograniczyć wątki domowe w publicznie prowadzonej narracji. Obiecałam to ograniczenie. Z jednym, drobnym zastrzeżeniem. Że jeszcze tylko o aferze serowej będę mogła napisać. Przystał.
W wiedzy nie chodzi o to, kto ma rację. To jest gra o pojemność naszej rzeczywistości.
Ci, którzy mnie znają wiedzą, że nie kłamię. To już będzie z pięć lat, odkąd zaczęłam pielęgnować w sobie małego, wewnętrznego taliba w tej kwestii (człowiek się zradykalizował).
To nie jest tekst polityczny. U mnie dzisiaj bez hasztaga i całkiem na serio.
Ten tekst jest o grzechu zaniechania. Nie chcę, żebyś grzeszył. Wobec świata i wszystkiego, czym jesteśmy. My. Ludzie.
Możesz nawet być brzydki. Ale jeśli tak, to upewnij się, że jesteś bardzo brzydki. Wszechbrzydki. Z gęby ohydny taki.
Dziś ani słowa o pracy. Idźcie i odpoczywajcie.
Dziś jest taki dzień, kiedy zasiadłszy do pisania, nie miałam wyboru. Ten tekst nie mógł być o niczym innym.
To jest jeden z tych tekstów, których trochę się obawiam. Pisanie o własnej kuchni jest trudne.
Dwójka dzieci i mąż z siwym włosem robią swoje. Człowiek czuje, że rośnie. To znaczy dojrzewa. To znaczy starzeje się. To wszystko już jakąś chwilę temu.
Motywacja do – w skrócie mówiąc – dobrego życia, jest ostatnio towarem deficytowym. Mamy jej mało, więc szukamy gdzie się da. Bo jak wiadomo, człowiek zmotywowany, to człowiek sukcesu.