Afera serowa w domu Basta
1 czerwca 2016 Życie 8 komentarzy

Afera serowa w domu Basta

Mąż mnie ostatnio poprosił, żeby ograniczyć wątki domowe w publicznie prowadzonej narracji. Obiecałam to ograniczenie. Z jednym, drobnym zastrzeżeniem. Że jeszcze tylko o aferze serowej będę mogła napisać. Przystał.

Bo ta historia jest przecież ważna. Mówiąca dużo i mądrości.

A było to tak

Kiedy pierwsze dziecię powiło się w domu Basta, w świecie nastała radość. Że takie pierwsze, cudne, nowiutkie.

Ładne, co prawda od razu nie było, ale za to mądrze patrzyło.

No i zdrowie dopisało. Za te wszystkie, rodzinne zdrowaśki.

Ogólny błogostan, miłość i radość w sercu.

Poza tą całą słodkością, prawda jest taka, że tamten czas był dla nas trudny. Organizacyjnie trudny. Zmienialiśmy bazę (na większą i milszą), a w związku z tym, najpierw były kredyty, a potem wykończenie zakupionego mieszkania.

Czasami czułam, że zamiast mieszkania, wykańczamy siebie.

Bo pan Adrian-fachowiec niesłowny i wcale nie taki miszczu. Jego ekipa dokładnie na jego miarę. Kuchnia miała być, a nie ma. I nie wiadomo kiedy będzie. Czekać trzeba. Ale jak tu czekać, jak niecierpliwość, plany, małe dziecię pod pachą. Jak wspominam tamten czas, to – wybaczcie – aż nie chce mi się tego opisywać głębiej. Wiem, że rozumiecie.

Pod sam koniec tej organizacyjnej gehenny, byliśmy z Basta-mężem mocno zmęczeni.

Wtedy przyszedł pewien wtorek

Od rana wiedziałam, że dzień nie traktuje męża z życzliwością. Na bieżąco raportował ogólną skuchę.

Powziąwszy tę wiedzę i poskromiwszy moje własne zmęczenie/frustrację/życiowy kwas postanowiłam zrobić dla niego (i nas) coś miłego. A, że jedzenie zawsze jest celnym strzałem, zaczęłam mieszać w garze. Pomysł na strawę był wykwintny i rodem z ekologicznych farm pierwszego świata.

Gdy byłam już na mecie moich kulinarnych fikołków, z pracy wrócił On.

Zmęczony, strudzony i trochę jakby bez energii. Wisienką na torcie tego złego dnia był fakt, że wchodząc do naszego domu, pod drzwiami upadły mu klucze. Jak się po nie schylił, spodnie pękły – wiadomo gdzie [true story!].

To nie był dobry dzień.

No i właśnie. Wchodzi do domu, przebiera się w dresiwo i otwiera lodówkę. Z tej wyciąga kawałek koziego sera. Dokładnie tego samego, który miał być częścią obiadu, który właśnie kończyłam robić ja.

Przemawiam zatem:

 – Kochanie, poczekaj chwilkę jeszcze. Za moment będzie obiad.

Basta-mąż – umówmy się – nie zareagował entuzjazmem. Odwrócił się na pięcie, mruknął coś pod nosem i odmaszerował.

W pierwszym momencie pomyślałam, że ja Ci jeszcze pokażę. Że sama mam przecież trudny dzień i też próbuję to wszystko jakoś ogarnąć.

Dobrze, że po pierwszych momentach zawsze przychodzi inna, druga myśl.

Ta już nakazała wyciągnąć talerze, rozłożyć na nich pożywienie i zaprosić męża do stołu. Nawet nie zdążyłam dobrnąć do końca tej sekwencji, bo on sam już nadrobił myślami co potrzeba i przyszedł do salonu, postać trochę obok mnie.

Jak już tak stał, zaczęła się prawdziwa, wartościowa rozmowa.

Bo to przecież nie o żaden ser była ta afera. Kiedy powiedziałam, że odmawiam awantur serowych – nerwy puściły na dobre. Zgodziliśmy się, że przecież zupełnie nie o żaden obiad, widelec, lodówkę nam chodzi.

Chodziło o zmęczenie, napięcie i ogólny syf, który siedział nam w tamtym czasie w głowach. A jeśli tak, pozwalanie na to, żeby dokładać sobie jeszcze jedną, niepotrzebną cegiełkę do piramidy frustracji, naprawdę nie było dobrym pomysłem.

To głupie, awanturować się o ser.

Tematy zastępcze nie robią nam dobrze ani w mózgach, ani w sercach, ani na wątrobie.

Nie awanturuj się zatem.

Od dziś.

Ha!

8 komentarzy
Poprzedni Historia jednego Szymona Następny Wybieram wpływ

Hmm, uwielbiam ser, więc nie wiem czy też bym zmilczała…
A tak serio, prawda, kolejne nieprzyjemne uczucia nie pomogą, tylko czasami tak trudno trzymać język za zębami, kiedy ciśnienie skacze, jak głupie.

Grzegorz

Prawdziwe zmęczenie, napięcie i ogólny syf jest wtedy, kiedy nie masz własnego mieszkania, dzieci i od ponad roku nie możesz znaleźć normalnej pracy. Ser do awantury nie jest już potrzebny. Jesteście jeszcze młodzi, cieszcie się tym co już macie i co osiągnęliście. Na życiowe frustracje macie jeszcze czas…

paulinabasta.com

A wiesz, Grzegorz – ja to sobie myślę, że prawdziwe zmęczenie jest wtedy, gdy człowiek czuje się zmęczony.

Grzegorz

Masz rację Paulino. Są takie momenty, kiedy naprawdę czuję się tym wszystkim już zmęczony.

Jeśli to opisane zdarzenie (mąż mrukną a Ty nakryłaś do stołu i coś sobie pomyślalaś) to jest „awantura” w wersji Basta….to chyba jeszcze wszystko przed Wami 🙂

Bardzo bym chciała umieć się w porę wycofać. Niestety mam tę okropną cechę, że się nakręcam i od sera dochodzi do… to już zależy. Ale żeby nie było całkiem na mnie, powiem, że potrafię się przyznać i przeprosić. To też coś, prawda?

paulinabasta.com

Coś całkiem dużego. 🙂

Kasia - www.BabskieTabu.pl

Trzeba dużej świadomości siebie, żeby mieć odwagę zajrzeć pod dywanik! „Tematy zastępcze nie robią nam dobrze ani w mózgach, ani w sercach, ani na wątrobie.” Amen, Siostro!