W wiedzy nie chodzi o to, kto ma rację. To jest gra o pojemność naszej rzeczywistości.
Często zdarza mi się dyskutować. Taka karma, taki zawód.
Moi rozmówcy są różni. Tacy, których sama wypatruję, i ci, których starannie (acz nieskutecznie) omijam.
Pierwsza grupa nie jest łatwa. To często osoby, z którymi tu i ówdzie się spieram, sprzeczam, brew marszczę. To jednak ludzie, których bardzo cenię. W rozmowie odnoszą się do wiedzy. Lubię wiedzę. Mózg jest skrajnie podniecający.
Banda numer dwa to mieszanka emocji, ego i mentalnych loków. Każdy chce postawić na swoim. Nieważne, czy to ważne. Nieważne, czy potrzebne. W sytuacji braku argumentów, tutaj dzieją się emocje. Czasami z elementami konfabulacji, manipulacji czy innych zgniłych technik.
Bywa, że spotykam się z opinią, że do emocji najczęściej odnoszą się kobiety. Że jeśli argumenty, kalkulacje i fakty, to raczej z wąsem. A jak wiadro emocji, szaleńczo wylewające się z człowieka – to ten człowiek zazwyczaj w szpilkach. Najlepiej różowych.
Złoszczę się na takie uproszczenia. Miejscami jednak rzeczywistość i bezlitosna statystyka doświadczeń nie pomagają.
Dlatego, już od dawna, tam gdzie mogę, wlepiam ludziom wiedzę. Żeby brali. Garściami.
W marcu napisał do mnie człowiek
Nie prosił o konsultację.
Postać opowiedziała swoją historię i poprosiła o komentarz, kierunek, słowo.
A było to tak:
Ta wiadomość była długa. Opisana opowieść była miejscami trudna, miejscami gorzka. Podsumowanie każdego wątku jednak raziło optymizmem. Na końcu, dziewczyna zadała jedno, krótkie i bardzo konkretne pytanie. Żadne tam filozofowanie.
Dla mnie odpowiedź na pytania dotyczące edukacji zawsze jest prosta.
Jeśli nie wiesz, czy się uczyć, czy nie uczyć – to się ucz. A w efekcie, najlepiej naucz. Czegoś ważnego.
Tylko jeżeli akademia to stymulująca i (w wielu przypadkach) najlepiej na własny rachunek = doktorat i badania, które dodają wartość do rzeczywistości, w której żyjemy.
Do dziś pamiętam, jak przy obu pracach magisterskich, które w życiu pisałam, promotorki konsekwentnie wykreślały mi zdania rozpoczynające się od „moim zdaniem”.
– Na pani zdanie przyjdzie jeszcze czas, pani Paulino. Dziś interesuje nas zdanie Johna Keynes’a – powtarzały.
Lubię mieć zdanie. Zazwyczaj mam. Wierzę, że to pomaga dobrze żyć.
No i teraz chwila o tym doktoracie.
A gdyby tak wziąć i zrobić?
Znaleźć promotora, który potęgą swojego mózgu wprawia Cię w absolutne, intelektualne drgawki. Móc z nim rozmawiać, pytać i odpowiadać. Czasami wdychać opary jego mózgowej pary. A gdyby to wszystko po to, żeby na końcu wypluć z siebie coś, co będzie znaczyć. Dla ludzi znaczyć. Dla świata.
Pamiętam czasy, gdy studia miały trudną reputację. Profesor był kastą świętą, a student ostatnim pokładem plebsu. Ileż to godzin Basta wysiedziała pod drzwiami konsultacji profesorki od Psychologii Społecznej, w oczekiwaniu na łaskę konsultacji. Ile izotoników tam wypiła.
Dziś jest inaczej. A jeśli nie jest, to na pewno bywa. W wielu miejscach.
Praca naukowa nie tylko potrafi być najlepszą, intelektualną podróżą życia. Ona dziś, zapewnia dobry i spokojny poziom tego życia. Stypendia, granty, programy rozwojowe. To wszystko po to, żeby nam się chciało. Myśleć i rozwijać. Świat.
Jeśli jesteś w tym miejscu, to znaczy, że ten temat jest Ci bliski. Polecam więc oka rzut na program, który mi samej wydaje się przemyślany, ważny i potrzebny. Kto wie, może będzie tym jednym, brakującym elementem, który sprawi, że przewód doktorski otworzy się przy twoim nazwisku.
L’Oréal Polska dla Kobiet i Nauki bije w kilka ważnych dla mnie dzwonów. Jest o rozwoju i wsparciu kobiet, jest o wiedzy i nauce. A w zasadzie naukach. Naukach o życiu.
Nie ma rzeczy ważniejszej niż życie.
***
Jeśli się wahasz, przestań.
Otwórz przewód i zacznij swoje badania.
Spotkamy się na obronie twojej pracy doktorskiej.
Będę z Ciebie dumna.
* Ten tekst napisałam na prośbę ludzi z L’Oréal. Temat jest ważny i potrzebny, więc zrobiłam to z ogromną przyjemnością.
Piekna inicjatywa gdyby nie L’Oreal… wysoko wyksztalcone i idealnie piekne… ups umalowane..