Możesz nawet być brzydki. Ale jeśli tak, to upewnij się, że jesteś bardzo brzydki. Wszechbrzydki. Z gęby ohydny taki.
W minionym tygodniu zapadłam na anginę. Człowiek leżał z gorączką w łóżku i wciągał antybiotyk. Stan ten miał wiele minusów i jeden zasadniczy plus – mogłam spokojnie nadrobić zaległości w czytaniu.
Czytałam wszystko, co wpadło mi w oko. Przestrzał tematów był zaskakujący. Od historii japońskich samurajów, do zaległej końcówki ostatniego Stiglitz’a. W międzyczasie było dużo o rozwoju osobistym, motywacji i koncepcji cytrynowego życia (że wyciskać trzeba). Międzyczas balansował na granicy kiczu. Czasami męczył, czasami nużył, czasami bawił. Mądrości w nim było niewiele.
A to za sprawą retoryki, która w moim mózgu nie znajduje wygodnego miejsca. Retoryki, która wciska nam wszystkim, że sukces (pojęty w dość osobliwy sposób) to jedyny, właściwy, życiowy azymut. Że żyjemy w czasach, gdy nie wolno nam być przeciętnym. Że każdy z nas musi dążyć do wyjątkowości.
Że możesz nawet być brzydki. Ale jeśli tak, to upewnij się, że jesteś bardzo brzydki. Wszechbrzydki. Z gęby ohydny taki. Na pewno, brzydszy niż cała otaczająca Cię banda. Że jeśli się wspinać, to na Everesty. Jeśli biegać, to maratony. A jak śpiewać, to od razu jak Piaf.
A ja, coraz częściej myślę sobie, że w tym wszystkim trzeba mi właściwej proporcji. Że na pewno chcę dbać o sfery, które zajmują w moim życiu najważniejsze miejsce. Tu, jestem gotowa na skrajny wysiłek. Cała reszta jednak nie zasługuje na ciągłe dążenie do doskonałości. W całej reszcie chcę mieścić się właśnie w przeciętności. Tej wygodnej, pachnącej i lekkiej.
Wspinać się będę na Górę Sowią, biegać tyle, ile trzeba, by przetrzymać zdrowie, a śpiewać – dzieciom do snu. Czasami na imprezie, gdy odwaga zasilona.
Żyjemy w czasach, w których potrzeba wyjątkowości stała się częściowo naszym przekleństwem. Moje pokolenie jest chyba pierwszym w historii, które nie rozwodzi się z powodu kłopotów w małżeństwie. My rozchodzimy się stadnie. Często dlatego, że w pewnym momencie czujemy, że z kimś innym, mogłoby nam być tę odrobinę lepiej. Czasami jest. Częściej – tylko do kolejnej zmiany.
Morał dziś jest taki, żebyś był uważny, drogi Basta-Czytelniku. Wyjątkowość jest cenna. Ale tylko w wyjątkowych kategoriach.
Wiem, że jesteś ambitny, a to czasami przeszkadza. Ambicja nie pozwala odpuścić. Nawet w miejscach, w których warto.
Ciekawe czy znasz te miejsca. Ja zaczynam poznawać własne.
Niech nam się wiedzie.
Czytam i myślę sobie „no właśnie!”. Od jakiegoś czasu mam podobne przemyślenia. Wszyscy we wszystkim muszą być najlepsi. A mi właśnie też marzy się taka przeciętność piękna i spokojna. Tam, gdzie jest na nią miejsce. I życie od razu wydaje się milsze…