
To był dla mnie intensywny tydzień. Zresztą wiesz. Rozmawialiśmy ze sobą regularnie.
Początek tego posta zatem nie może być inny.
To musi być podziękowanie i głęboki ukłon. Dla Ciebie, drogi Basta-Czytelniku.

A teraz do brzegu. Dziś temat bardzo mi bliski. Ma w sobie wszystko, czym się pasjonuję.
Będzie o pracy, rodzinie, planach na przyszłość.
Nuda. Nic się nie dzieje
Ona narodziła się pod nowym nazwiskiem w lipcu 2010. Był ślub, było wesele. Sól, chleb i dużo wódki.
Założenie było takie, żeby na nic nie czekać i od razu powiększyć rodzinę.
Od postanowienia, wraz z Nim przeszli do działania.
To był przyjemny plan.
W tamtym czasie pracowała już w korpo. Chwilę przed ślubem zmieniła stanowisko, na (czego wcześniej nie wywąchała) najnudniejszą pracę w kosmosie. Szefowa i cały jej zespół byli porozrzucani po całym świecie. Na swojej korpo-grzędzie była zupełnie sama. Nawet obiady często jadała w ciszy. Bo w samotności. Dobrze, że mięsa nie jadła, bo na pewno słyszałaby dźwięk pożeranych chrząstek kurczaka.
Jedyną stałą częścią każdego z Jej dni, była regularna, opasła, owłosiona nuda.
Co jakiś czas, pojawiały się w Jej widnokręgu kolejne propozycje zmiany stanowiska, ale za każdym razem je odrzucała. Mówiła, że to nie jej moment. Że nad dzieckiem pracują. Że zmiana dziś byłaby nieuczciwa (skoro ma rychłą intencję powicia potomstwa).
I tak mijały kolejne miesiące.
Mimo starań (czasami usilnych), nic się nie działo.
Po jakimś roku przyszła do niej znajoma (szefowa działu obok). Powiedziała, że zmienia pracę i szuka kogoś, kto przejmie po niej zespół. Spytała, czy Ona by nie rozważyła.
To oczywiste, że nie. Bo przecież nad dzieckiem, z Nim pracowali. Odmówiła. Stanowczo, ale z wdziękiem.
Znajoma wtedy lekko się uśmiechnęła.
– Planujecie tak już od roku. I nic się nie dzieje. Po prostu weź tę pracę. Jak zajdziesz w ciążę, to przekażesz ten zespół w inne, dobre ręce – powiedziała.
Wzięła.
To była chyba najlepsza decyzja zawodowa, którą w życiu podjęła.
W ciążę rzeczywiście zaszła (już po kilku miesiącach w nowej roli). Do pracy chodziła do momentu, kiedy mogła dosięgnąć palcami do klawiatury. Z absolutną przyjemnością.
Gdy dziecku wyszły pierwsze zęby i zbliżał się czas powrotu do świata dorosłych, była podekscytowana. Chciała wrócić. Bardzo lubiła swoją pracę.
Wróciła, a zespół i cała firma przywitali ją tak, jak się wita dziecko, które wraca z kolonii. To były bardzo dobre czasy.
Ona to ja – Basta. Kilka lat temu.
Gorączka
W życiu zawodowym często spotykam się z historiami kobiet, które odmawiają sobie prawa do zmian, tłumacząc to planami na ciążę. Rozumiem ten instynkt, bo sama przecież miałam identyczny. Człowiek chce uczciwy być. Uczciwość to duże słowo.
Tkwią więc na swoich nudnych stanowiskach. Planują przecież, jak i ja planowałam.
Kłopot w tym, że konsekwencje takiego działania potrafią być miażdżące.
- Po pierwsze dlatego, że faza planowania (pracy-nad-dzieckiem) często po prostu zbyt długo trwa. W konsekwencji człowiek tkwi w zawodowym niebycie dłużej niż przewidywał.
- Po drugie, gdy przychodzi moment powrotu, takiej kobiecie zaczyna się kręcić w głowie. Bo ta wizja nie ma w sobie niczego podniecającego. Bo po jednej stronie leży małe, (najczęściej) śliczne dziecko pachnące Mustelą, a po drugiej czai się perspektywa powrotu do miejsca, które smutne, nudne i o kant dupy.
Nie wracają więc. Odpuszczają temat praca i próbują zrekonfigurować swój życiorys. Czasami wychodzi im to na zdrowie, najczęściej jednak kończą z życiową i rozwojową gorączką (taka przynajmniej jest moja obserwacja).
A zatem
Jeśli tylko czujesz, że sfera zawodowa jest dla Ciebie ważna, zadbaj o nią zanim zaczniesz się rozmnażać. Nie odkładaj tego na po ciąży. Ten wariant, statystycznie jest bardzo ryzykowny. Perspektywy powrotu na nudne stanowiska demotywują. Człowiek odpuszcza. Głównie siebie, swoje plany i wszystko to, co kiedyś sprawiało, że czuł się zawodowo spełniony.
Lubię, gdy jesteś spełniony, drogi Basta-Czytelniku.
Zadbaj więc o to czasami.
Twój zawodowy rozwój dzieje się tu i teraz. Nie jak dzieci będą pełnoletnie.
Ja popełniłam ten błąd i tak już 7 rok w domu, nie żeby się nie działo.. Trójkę dzieci splodzilismy ale trochę brak tej niezależności i spełnienia zawodowego…