Właśnie skończyłam przygotowywania do jutrzejszego wystąpienia. Mam wyjść i przemówić. Najlepiej, żeby było ciekawie, lekko i inspirująco. Sama radość...
Dziś będzie tylko o jednej rzeczy, o której jutro będę opowiadać: surround yourself with people who care! Jakbym się nie starała tego przejęzyczyć na polski, nie brzmi. Zostawiam więc po angielsku. Wybaczcie.
Są w środowisku pracy momenty, kiedy czujemy się źle. Jesteśmy zdemotywowani, brak nam energii do działania. Nic nam się nie chce. Ogólna skucha. Najczęściej idziemy wtedy do kuchni, na fajkę czy herbatę z ludźmi, którzy potrafią nas zrozumieć. Często są to ludzie, którzy do naszych lamentów, dość sprawnie dokładają własne. Grupowe użalanie się nad sobą ma właściwości oczyszczające, albo przynajmniej pomaga jakoś zamknąć dzień.
I to wszystko jest OK, póki proporcje towarzyskie są zachowane i większość ludzi wokół nas to jednak postacie pozytywne. Osoby, które w trudnym momencie potrafią doradzić i ostudzić emocję, zamiast je dodatkowo nakręcać. Szukajmy ludzi, którym się chce! Takich, którzy nie zaczynają dnia od grymasu niechęci. W dobrym towarzystwie dużo łatwiej jest pielęgnować swoją motywację. W nieodpowiednim- jest to misja niemożliwa.
Poranne ćwiczenie na środek tygodnia: rozejrzyj się dookoła i policz bilans. Ilu ludziom wokół Ciebie się chce, a ilu zawiesiło się na bezustannym marudzeniu?
Polecam pójść dziś na lancz z tą pierwszą grupą. Ty płacisz.
nie jest to łatwe, ale moze warto sprobowac