
Patrzę, jak moja starsza córka buduje babki z piasku. Wkurza się. Piasek zbyt suchy, więc konstrukcja o kant dupy. Odpuszcza.
Coś tam jej próbuję tłumaczyć. Że warto próbować, że wytrwałość jest ważna. Że jeszcze chwila uważności i wszystko się uda.
No i, że przecież połowa babki też jest fajna. Taka jakby… modern art. Mama była w MoMA. Wie co mówi.
Mały człowiek nie słucha.
Odwraca się na pięcie i biegnie zająć się czymś innym. A potem jeszcze innym. A potem idziemy coś zjeść.
Na talerzu ma marchewkę, cukinię i kurczaka. Nie zjada nawet połowy. To nie dlatego, że niedobre. Pierwszy kęs nie poszedł tak, jak trzeba.
Przez długi czas miałam podobnie w pracy. Głos drżał w obawie, żeby wszystko było najlepiej. Kiedy prognoza była średnia, często odpuszczałam już na starcie. Żeby potem na tarczy nie zemrzeć. W męczarniach ambicji swojej.
Głupie.
Syndrom prymusa był moim przyjacielem.
To były dawne czasy.
Dziś wiem, że to bez sensu. Ale gdy się rozglądam, widzę całe hordy takich, co wciąż próbują opcji perfekcyjnych. Żeby biznesy się spinały, rada nadzorcza głaskała słowem, a wszechświat klepał po ramieniu w dowodzie uznania. Order uśmiechu za zasługi.
Taka strategia jest dobra, ale tylko w przypadku rzeczy ważnych, potrzebnych i wartościowych. Całą resztę w pracy trzeba po prostu puścić dalej. W jakości, która nie szarga dobrego imienia nadawcy, rzecz jasna. Nie musi to jednak być rakieta. Często zwyczajnie szkoda na nią paliwa.
Done is better than perfect.
Jeśli wszyscy wbijemy sobie tę frazę do głowy, życie stanie się o niebo bardziej sprawcze.
Sprawczość się liczy. Robi, zamiast dumać. Buduje. A dziś, wciąż trzeba nam budować. Codziennie coś nowego.
Pamiętaj o tym w pierwszym momencie, kiedy do głosu dopuścisz swojego własnego, wewnętrznego prymusa. Nie wszystko da się zrobić na maxa. Nie wszystko musi być na 110%. Niektóre rzeczy po prostu trzeba pchnąć w świat. W formie neutralnej. Nie zniechęcaj się więc na starcie, jeśli zadanie wydaje Ci się zbyt trudne w konfrontacji z czasem, który możesz na nie poświęcić.
Weź głęboki oddech, wypędź prymusa i zastanów się, co tak naprawdę musi się wydarzyć. O co chodzi. Co musisz załatwić. A potem to zrób. Tylko to. Bez upiększeń, ozdobników i setki bonusów, które dodają wartości do zadania, które Ci powierzono.
Dobrze jest być prymusem w kategoriach, które są Ci bliskie. Tych ważnych.
Cała reszta musi po prostu zostać załatwiona. Bez fanfarów.

On jeszcze kiedyś Ci się bardzo przyda. Ten moment jednak nie jest codziennie.
Pamiętaj o tym.
Ja próbuję.
Badania pokazują, że „chorobliwy” perfekcjonizm wiąże się z wysokim poziom depresyjności i odczuwanego stresu, dlatego warto niekiedy odpuścić! „Wybacz sobie i innym. Jesteś wystarczająco doskonała.” Małgorzata Maria Borochowska