Helena się opamiętała. Bądź jak Helena
27 stycznia 2016 Praca 4 komentarze

Helena się opamiętała. Bądź jak Helena

Helena naprawdę tak się nie nazywa. Ale naprawdę człowiek dziś do mnie zadzwonił.

Helena ma 28 lat i pochodzi z Maszczyna – małego miasteczka gdzieś na końcu świata. Za dzieciaka, ciotka wywróżyła jej świetlaną przyszłość.

Będziesz w banku, za biurkiem siedzieć – mówiła.

W Maszczynie bank był jeden. Jego pracownicy należeli do nielicznej elity miasteczka. Na słuch o tej wróżbie, mama Heleny (z podniety) zakrztusiła się popijanym kompotem. Na szczęście nie trzeba było reanimować. Ojciec jak w plecy huknął, to od razu przeszło.

Dobrze, że nasza córcia na komputerze umie. Poradzi sobie w tym życiu. Nas już nic dobrego nie czeka, ale jej na pewno się uda. – mówiła mama, gdy już odzyskała funkcje życiowe.

Do liceum Hela dojeżdżała do większego miasta, na studia pojechała do Wrocławia. Od zawsze chciała iść na Filozofię. Zdawała na Ekonomię. Dostała się.

Rodzice byli z niej dumni. Codziennie przechodząc obok banku, ściskało ich w dołku.

Uczyła się dobrze, ale nie wybitnie. Dwa przedmioty nawet ją interesowały, resztę zaliczała na trzy. Wieczorami imprezowała. Jak człowiek mieszka w akademiku, to nie ma wyjścia.

Tak mijały kolejne lata.

Gdy studia się skończyły i przyszedł czas powrotu do rodzinnego miasta, Helena długo się nie zastanawiała. To jeszcze nie był jej czas. Wiedziała, że kiedyś na pewno wróci do Maszczyna, ale szczyty jej marzeń już dawno się zmieniły. Posada w banku nie śniła jej się po nocach. Chciała odkrywać, poznawać i doświadczać różnorodności. Duże miasto ją pochłonęło. Czuła, że jest we właściwym miejscu i nie chce z niczego rezygnować.

Została więc we Wrocławiu i zaczęła szukać pracy.

Znalazła ją w mgnieniu oka, choć obaw miała milion. Gdy z propozycją pracy zadzwonili do niej ludzie z jednej z większych, światowych firm, o mało nie zemdlała. Emocje były podobne do tych z pierwszej randki.

Praca początkowo była dla niej abstrakcją. Jakieś procesy, procedury, wirtualne rozmowy z wirtualnymi ludźmi. Gdy w Maszczynie pytali czym się zajmuje, nijak nie potrafiła tego wytłumaczyć. Z czasem nauczyła się, żeby nie wchodzić w szczegóły. Po prostu mówiła, że w księgowości.

Po dwóch latach pracy złapała ją pierwsza, mocna frustra. Swój kubik znała już na wylot. Praca była monotonna i powtarzalna, a szef… zupełnie nijaki. Żeby jeszcze jakiś głupi (albo brzydki) był, to można by go było chociaż obśmiać. A tak – nuda i bieda.

Zaczęła więc szukać alternatywy.

Zaaplikowała w dwa miejsca. Jedno oddzwoniło.

To znaczy, ludzie stamtąd oddzwonili.

Proces rekrutacji potoczył się sprawnie. Nie było innej opcji, bo Helena wymiatała w swojej działce. Nowa firma przedstawiła jej ofertę, a ona nie myśląc wiele, ją przyjęła. Wypowiedzenia jeszcze nie złożyła. Czeka do końca miesiąca.

I tak czekając, zaczęła się cykać.

Czy to oby na pewno dobra zmiana, czy żałować nie będzie.

Rozpuściła więc wśród znajomych nić ciekawości, a ta zaczęła tkać dość osobliwą opowieść.

Że nowy zespół jest niemową. Bo ludzie ze sobą nie rozmawiają, tylko mejle wymieniają. Nawet z siedzenia tuż obok.

Że szefowa żyje w emocjonalnym rozchwianiu i wcale tego nie ukrywa. Bo przecież szefowa.

Że dzień pracy nigdy nie kończy się za dnia.

I, że ogólnie syf. Wszechobecny i noszący się jak szlachta.

Helena nie lubiła tych opowieści. Bo decyzję o odejściu w sercu już podjęła. Zagłuszała więc ciemne scenariusze. Zmiana przecież jest dobra, a ryzykować warto.

Dziś rano Helena do mnie zadzwoniła. Ja zawsze lobbuję za zmianą i odważnymi decyzjami, więc szukała wzmocnienia. Powiewu optymizmu, że na pewno się uda (do diabła z faktami).

Spytałam, co ją pociąga w nowym miejscu. Odpowiedziała ciszą. Chodziło raczej o siłę wypychania z miejsca, w którym jest, niż siłę przyciągania nowego.

Rozmawiałyśmy 11 minut. Tyle wystarczyło, żeby wyraźnie zobaczyć, że parametry motywujące do zmiany nie były właściwe.

Helena nie złoży wypowiedzenia. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Lepiej przygotuje się do zmiany. Rozpozna teren i upewni się, że siekierka na kijek zamieniona nie będzie.

To jest ważny etap w jej rozwoju. Ta zmiana może mieć kluczowy wpływ na jej dalsze, zawodowe kroki.

Helena się opamiętała i odnalazła w sobie zdrową (i rozsądną) cierpliwość.

Bądź jak Helena.

4 komentarze
Poprzedni Done is better than perfect Następny Tych rzeczy szukam w ludziach podczas rozmowy o pracę

Jestem Heleną. No, prawie. Mam dobrą pracę od prawie 3 nie 2 lat, choć to żadna różnica. Ostatnio zadałam sobie pytanie: gdzie widzisz siebie za 10 lat? Nie potrafiłam udzielić odpowiedzi i dopadła mnie, jak Helenę, pierwsza frustra. Ale spokojnie, trzeba dać sobie czas, by przygotować się na zmianę i wybrać ją słusznie i mądrze. ☺

W historii poznałam sama siebie. U mnie siła wypychająca jest bardzo wysoka , teraz czekam na siłe przyciągania do nowego i mam nadzieję, że ją znajdę 🙂

paulinabasta.com

Trzymam kciuki, Edyta.

świetna opowieść 🙂