Nowa moda. W świecie nie tak bardzo. U nas - wciąż odkrycie Ameryki. Mentoring.
Czytamy o tym dużo, uprawiamy coraz częściej. Ogólna rada wszechświata brzmi: jeśli chcesz się rozwinąć zawodowo, znajdź sobie mentora.
I to – w esencji, jest bardzo dobra rada. Ludzie, którzy dziś są już tam, gdzie Ty zmierzasz, mogą Ci oszczędzić wielu problemów. W końcu oni już przeszli drogę, którą dziś idziesz. Mozolnie, krok za krokiem. Często ta droga nie jest łatwa. Co drugi krok – kamień, co trzeci – chęć odwrotu.
Im wyszło, wdrapali się. Chcesz wiedzieć gdzie skręcić, czego unikać.
I do tego momentu wszystko jest cudnie. Kłopot zaczyna się wtedy, gdy zaczynamy tego mentora szukać.
Najczęściej spotykany model, to podejście „na blachę”. Coś w stylu: zapytać nie zaszkodzi, więc podchodzę i zajawiam (lub maila posyłam): Czy będziesz moim mentorem?
To jest zachowanie, spowodowane błędnym założeniem, że ludzie z natury mają nieograniczoną potrzebę pomagania innym. Ta potrzeba, fakt, istnieje, ale ma swoje poważne ograniczenia, jak np. czas, przestrzeń do działania etc…
Innymi słowy, jeśli celujesz w osobę-rakietę i na podstawie krótkiego maila liczysz na to, że wywiąże się z tego inspirująca relacja, która doprowadzi Cię do zawodowej ekstazy – nic z tego.
Jak zatem zabrać się za mentoring?
Wyjdź z właściwego założenia
A jedynym właściwym założeniem w każdej relacji jest równoważność. I jasne, że mentor jest po to, aby nauczać mentee, a nie odwrotnie. Zastanów się jednak co Ty, mógłbyś wnieść w rzeczywistość swojego mentora. Czy są jakieś obszary twojego świata, które mogą być dla niego interesujące. Pomyśl, co on będzie miał z tej relacji. Jeśli satysfakcję (bo takie jest najczęstsze założenie) – po czym poznasz, że tak właśnie jest, co zrobisz, żeby do tego doprowadzić.
Daj się poznać
Zanim zdecydujesz się podbić do nieznanego człowieka z prośbą o czas i energię (bo tym właśnie jest mentoring), zastanów się, jak mógłbyś podwyższyć swoje szanse na uzyskanie zaproszenia do świata tej osoby. Może jest jakieś wydarzenie, na którym moglibyście się poznać. Być może istnieje obszar, w którym mógłbyś tej osobie pomóc. Taki punkt wyjścia daje Ci od razu absolutną przewagę nad tuzinem anonimowych ludzi, która prosi o coś bardzo nieanonimowego: wsparcie i osobiste zaangażowanie.
Celuj wysoko
Jak się uczyć, to od najlepszych. Jeśli w twojej firmie nie ma żadnego mędrca (a z jakiejś przyczyny nie chcesz jej zmieniać), wyjdź poza. Często okazuje się, że ludzie, którzy mają na nas największy zawodowy wpływ, nigdy nawet z nami nie pracowali. Jeśli jednak jesteś tym szczęśliwcem, który w środowisku pracy otacza się wieloma mądrymi głowami, celuj wysoko. Nie jeden szczebel wyżej tylko lata świetlne. Oczywiście próg wejścia w taką relację może być równie kosmiczny, ale jeśli dobrze rozegrasz swoją partię (patrz punkt 1 i 2), masz szansę na intelektualną jazdę swojego życia.
Podaj dalej
Jeśli sam czerpiesz korzyści z relacji mentoringowej z inną osobą, podaj dalej. Na pewno są ludzie, którzy mają mniej doświadczenia niż Ty i twoje historie mogą okazać się dla nich cenne. Mentoring nie jest zjawiskiem, które zaczyna się dopiero od określonego (bardzo wysokiego) poziomu wtajemniczenia. Może odbywać się na każdym (lub prawie-każdym) z nich.
Nie trzeba aż tak formalnie
Sama nie mam mentora. Nigdy nie miałam (mimo że korpo niemal do tego zmusza). To pewnie dlatego, że jeszcze nigdy nie poczułam organicznej potrzeby intensyfikacji, już istniejących w moim zawodowym życiu, relacji.
Pauza. To była półprawda (a precyzyjniej: zwykłe kłamstwo).
Nie miałam formalnych. To znaczy, nikogo nigdy nie poprosiłam i nie nazwałam moim mentorem. Ale osób, do których przychodzę czasami po radę (nawet jeśli raz na rok) jest całkiem spora rzesza. Nie każdą relację trzeba dokładnie nazwać. Nie każda wymaga takiej dokładności. Ważne, że o nie dbamy i doceniamy ich wartość.
Podsumowując
Uczmy się od lepszych od siebie, dzielmy się doświadczeniami.
W każdej relacji jednak zachowuj właściwy balans. Bez tego, z partnera w dyskusji robisz się Hubą, Pasożytem (tu polecam wizualizację tasiemca czy innego owsika <sic>).
Z tych dwóch opcji, osobiście zdecydowanie wolę być partnerem.
Ja kiedyś miałam formalnego mentora, z tak zwanego rozdania, czyli z przymusu po prostu. Fatalnie! Nauczyłam się jednak sporo bo to jednak mądra osoba była, ale niestety do dzisiaj się po prostu nie lubimy 🙁
Mam natomiast swoich mentorów nieformalnych i co ciekawe oni mnie nawet nie znają. Jest to porostu kilka osób na tym świecie (jest ich zapewne milion więcej tylko ja o nich nie wiem), które działają w sposób dla mnie inspirujący – ja patrzę na to, co i jak robią, uczę się, testuję na sobie. I działa!