Balans zawsze jest potrzebny. We wszystkim. W środowisku pracy jest na wagę złota.
Jeśli nabroisz – przeproś. Jeśli nie zrobiłeś niczego złego, zastanów się dwa razy, zanim zaczniesz bić się w pierś.
Często w swojej filozofii pracy, odwołuję się do uczciwości. Jeśli nie wiesz jaką decyzję podjąć, pomyśl jaka byłaby słuszna. A potem po prostu ją podejmij. Z tym że ta uczciwość powinna być…uczciwa. Tak względem otoczenia, jak i wobec Ciebie samego.
Zbyt często ostatnio spotykam się z sytuacjami, kiedy (tu znowu – statystycznie, dużo częściej kobiety) ludzie przesadnie przepraszają. Za wszystko, co się da. Być może jest w tym jakaś metoda, coś w stylu: korona mi z głowy nie spadnie, a odbiorca na pewno oceni takie zachowanie dobrze.
Nie. Nie oceni. Przynajmniej ten mądry odbiorca.
Przykład 1: you’ve got mail
Od kilku dni koresponduję z przedstawicielką całkiem ciekawej inicjatywy społecznej. Widać, że dziewczyna ogarnięta, składna i oddana dobrej sprawie. Wszystko na plus. Wiadomości pisze w bardzo późnych porach – zachodzi domniemanie, że robi to „po godzinach”. Ja, szczerze chcąc zgłębić temat, dopytuję o szczegóły, wysyłając listę pytań. Człowiek odpowiada. Szczegółowo, precyzyjnie, wyczerpująco. Niejeden „na etacie” nie odpisywałby tak dobrze/dbale.
Czytam więc z zaciekawieniem, z każdym słowem propsując najpierw człowieka, potem inicjatywę.
Aż tu nagle, na końcu wiadomości, z zaskoczenia, fragment następujący:
Zwiesiłam się…
Bo za co tu przepraszać? Sama zadałam te pytania, poprosiłam o info zwrotne. Człowiek odpisał. Rzetelnie. O godzinie 00.26.
PAUZA. Komentarze będą na końcu.
Przykład 2: jadę na wakacje
Ci, którzy pracują w korpo wiedzą, że jak jadą na urlop, światu trzeba o tym powiedzieć. Skrzynki mailowe zamieniają się wtedy w auto-respondery, które każdemu nadawcy odpowiadają wiadomością ustawioną przez urlopowicza.
Za urlop też, stadnie przepraszamy. Przykład dość świeży – poza oczywistymi błędami, dość dobrze obrazuje poziom zjawiska.
Zawsze się w takich sytuacjach zastanawiam, na ile rzeczywiście jest im przykro, że zamiast odpowiadać mojego maila-krzak, siedzą sobie właśnie na Karaibach czy innych Kanarach.
Pointa
- Jeśli przepraszasz, to wiedz, że zawiniłeś. „Przepraszam” jako pusta figura językowa, w środowisku pracy, jest niepotrzebna i głupia. Może wyrządzić Ci dużo więcej krzywdy niż pożytku. Jeśli przepraszasz zbyt często, ludzie w końcu Ci uwierzą i dostaniesz łatkę nieudacznika. Zakładam, że o tym nie marzysz.
- Nie unikaj odpowiedzialności. Jeśli trzeba się pokajać, zrób to natychmiast, rzeczowo i zwięźle. Najlepiej z sugestią jak swoją winę naprawić. W ten sposób sprawy posuwają się do przodu. Ludzie i firmy się rozwijają. Rozwój jest dobry.
- Jak jedziesz na urlop, to zamknij komputer i jedź. Do respondera wrzuć tylko niezbędne i prawdziwe informacje: że Cię nie ma, że kiedyś (kiedy?) wrócisz, że podczas twojej nieobecności super-opiekę roztoczy nad nadawcą ktoś tam inny i, że pozdrawiasz kurtuazyjnie. Nie polecam wrzucać łzy w oku, z żalu, że nie możesz odpisać własnoręcznie. To przecież kłamstwo.
Nie kłam więc! Jak piszesz wiadomość, za którą z góry, szczerze przepraszasz – albo nie wysyłaj, albo przeedytuj. Jeśli żadna z tych opcji Ci nie odpowiada – przestań przepraszać za rzeczy, które na to nie zasługują.
Od siebie dodam często słyszane: przepraszam, że nie odebrałem wcześniej.
Jednakowoż, wielce intrygującym znajduję fakt, że o takich oczywistościach trzeba pisać i ludziom je tłumaczyć.
Choć z drugiej strony, połowa słownika jest zakazana, druga połowa niepoprawna politycznie, więc może lepiej zawczasu przeprosić niż cierpieć, gdy brak przeprosin spowoduje lawinę nieprzyjemnych zdarzeń.