Manager też człowiek. Nie wszystkich naturalnie lubi, nie ze wszystkimi mu po drodze. Mając jednak zespół, te drogi często się krzyżują. I bardzo dobrze.
To oczywiste, że łatwiej nam się współpracuje z ludźmi, których naturalnie lubimy. Takimi, którzy mają podobny poziom energii, filozofię pracy, czy jej tempo. Coś jakby mini-my.
Mając średniej wielkości zespół (powiedzmy, kilkunastoosobowy), jest duża szansa, że w grupie znajdzie się cała różnorodność przyrody. Będą pracownicy, których pokochasz od pierwszego wejrzenia, ci neutralni oraz tacy, z którymi dobrowolnie nigdy nie chciałbyś spędzić nawet chwili.
Dziś o dwóch mechanizmach, które rządzą relacjami managera, z tą ostatnią grupą. Dobrze jest się nad nimi chwilę zastanowić. Nieuświadomione potrafią obu stronom, zrobić niezłą bułę.
Nie lubisz i nie wiesz, że masz problem
Dobry manager to taki, który znaczy. Coś ważnego. Jeśli odpuszczasz wpływ na osoby, z którymi naturalnie nie jest Ci po drodze, wszyscy tracą, ale Ty chyba najbardziej. Liczba życiorysów, na które masz realny wpływ spada, a w jej konsekwencji i twoja skuteczność w roli managerskiej. To oczywiste, że starasz się otaczać osobami, z którymi pracuje Ci się najłatwiej. Kłopot w tym, że twoja optyka, może z czasem okazać się twoim największym wrogiem.
Bo z pracownikami jest trochę jak z małżeństwem. Swojego męża kochasz nad życie, ale już towarzystwo męża Aśki, przyprawia Cię o mdłości. Bo głupio gada, jeszcze głupiej chichocze, a jak wypije, to sadzi przaśnym żartem. Gumową pałką byś nie tknęła. Co innego sama Aśka. Ona w ogień by za nim poszła. Miłość życia przecież. Elokwentny, czarujący, zabawny, a chemia uszami wychodzi.
To, czego, często nie ogarniamy jako managerowie, to fakt, że nasze sympatie nie są obiektywne. A to źle. Pomijając ∼ 2% marginesu pracowników-frików, reszta na bank ma jakiś potencjał. Gdzieś. Pytanie tylko jak go wydobyć i właściwie wykorzystać.
I to jest właśnie twoje zadanie, drogi przywódco stada. Wspierać i współpracować tylko z tymi, którzy sami się toczą, na fali własnych chęci, motywacji i umiejętności, jest rzeczą dość prostą. Jeśli robisz to sprawnie, Basta przyzna Ci cztery-minus. Ale jeśli w tłumie średniaków i słabeuszy, znajdziesz i wychowasz choćby jednego, którego szarość przejdzie w czerwień, przyklasnę i ukłonię się nisko.
Nie lubisz, więc odpuszczasz
Pracownicy, z którymi jest „pod górę”, często, paradoksalnie mają lżej. Jako manager, nie powierzasz im żadnych nowych, ciekawych zadań. Siedzą na swojej grzędzie, robią co muszą. Tyle. Układ bardzo letni. Ogólnie nic się nie dzieje. Nie robisz tego specjalnie, po prostu, tak wychodzi. Zgodnie z każdym, mądrym poradnikiem dobrego szefa, inwestujesz w „talenty” i masz poczucie dobrze zrealizowanego zadania. A to często błąd. Niczego i nikogo nie odkrywasz. Powtarzasz tylko oczywistości.
Talent, jak to talent wypłynie nawet przy najsłabszym szefie świata. Być może nie błyskawicznie, może miejscami jak po gruzie. Ale finał jest znany już na początku przedstawienia. Umożliwiaj więc rozwój swoim perełkom. Promuj, wspieraj, rzucaj na głęboką wodę. Pamiętaj jednak, że prawdziwy sukces (a co za nim idzie, często i twoja satysfakcja z pracy), to przekierowanie życiorysu człowieka, który na sukces skazany nie był. Tylko wtedy tworzysz i zmieniasz naturalną konstrukcję świata. Lepisz nową rzeczywistość. Taką, która dla wielu twoich „średniaków” znaczy horyzont, którego nigdy wcześniej nie dostrzegali. To doświadczenia, które z ludźmi zostają na życie…
Bo potencjał siedzi w ludziach. I już. Jeśli go nie widzisz, zmień kąt albo swój okular. Czy to łatwe? Trudne jak szlag! Czy warto? Jak milion szlagów!
A teraz z innej beczki: zastanawialiście się kiedyś, co to właściwie jest ten szlag?…
Menago/szef/lider(ktokolwiek od kogoś COŚ zależy), jeśli nie jest nastawiony na szukanie potencjału u swoich ludzi niech zajmie się czymś innym i przestanie im przeszkadzać.