Ani w kącie, ani krzyżem na grochu. Chwalmy się stadnie. Wszystkim, co tego warte.
Moja starsza córka jest przedszkolakiem. Przybywszy wczoraj z placówki, cały wieczór podśpiewywała:
„… kto jest beksą i mazgajem
ten się do nas nie nadaje
niechaj w domu siedzi sam
ram tam tam, ram tam, tam…”.
Jak już ogarnęłam, o czym dziecię śpiewa, dotarło do mnie, że to przecież jakaś straszna bieda. Żeby tak straszyć dzieci domową samotnością. Albo liskiem-kadłubkiem („chodzi lisek koło drogi, nie ma ręki, ani nogi”). Albo pleść głupoty, że Bambo jest brudasem („mama powiada: 'Chodź do kąpieli’, a on się boi, że się wybieli”). Nic dziwnego, że po takiej indoktrynacji, połowa narodu nam wariuje w kominiarkach zamiast twarzy.
Ale nie o tęczy ten tekst.
Każdy z nas zna przecież przypowieść o samochwale. Jak to stała w kącie i smutnym dziewczęciem była. A, że do smutku nam nie spieszno, wolimy unikać zjawiska.
„Samochwała w kącie stała
I wciąż tak opowiadała…”
I tak, przez lata wdrukowaliśmy (a statystycznie częściej: wdrukowałyśmy) w siebie pogląd, że chwalić się nie wypada. Naród więc stęka, kwęka i pojękuje stadnie. Taka praktyka sprzyja utrwalaniu się długowiecznych, prawdziwych przyjaźni. Bowiem nic tak nie uszczęśliwia sąsiada, jak twoja głęboka niedola. Jeśli tylko spróbujesz, raz w czasie się uśmiechnąć i wspomnieć o (nie daj jedyny-prawdziwy-Boże) jakimś sukcesie, podróży (dalej niż do Jaworzna-Szczakowej), podwyżce, czy nowo-nabytym inwentarzu – popadasz w głęboką, towarzyską niełaskę…
To wszystko prawda.
Albo nie.
Już nie! Na pewno nie w twoim krajobrazie.
Bo przecież ludzie, których wpuszczasz do swojego świata, to lud współczesny. Nienapchany jadem, tylko życzliwością. Przyjaciele i znajomi kciuk zawsze za Ciebie trzymają. Dokładnie tak, jak Ty za nich.
I nie muszą dopytywać co u Ciebie, oni wiedzą. Bo sam im opowiadasz o swoich sukcesach i planach. Samochwalisz się dumnie, gdy coś Ci się udaje. Bo co to za sukces, jeśli nie wyświętowany (nie mylić z wyświęcony) z przyjaciółmi.
Powiedz, proszę, drogi Basta-Czytelniku, w której bandzie chcesz być? Jeśli w tej drugiej, proponuję już dziś zacząć dobromowę na swój temat. I nie, nie chodzi o przechwalstwo lub zamęczanie niezainteresowanych osób peanami na swoją cześć. Chodzi o zdolność docenienia swoich talentów, umiejętności czy sukcesów. Jeśli ktoś Cię pyta jak minął dzień (który wiesz, że był rakietą) – to ważne, żebyś potrafił wydusić z siebie tę opowieść, bez pąsu na twarzy.
A teraz do Pana, Drogi Panie Brzechwa:
Świat współczesny nieco inny,
Ten, co nie chce już być winny,
Strachom, trwodze w naszych mózgach
Cała Polska tonąc w bluzgach,
Nagle się opamiętuje
I sukcesy swe świętuje.
W siebie wierzy, siebie chwali
Nic już tego nie rozwali,
Nawet wierszy książka mała
Bambo, lisek, samochwała…
Idźcie i samochwalcie się! Jeśli tylko macie powód. A tych (wiem przecież, bo do mnie piszecie), jest całe mnóstwo.
Na pytanie co słychać z moich ust zawsze pada odpowiedź: „naprawdę dobrze”, „wszystko w porządku, oby tak dalej”, „jestem szczęśliwa, mam fajne życie”. Chyba wiadomo jakie są reakcje osób 😉 Postawa jest najważniejsza, chwalmy się, szukajmy powodów, dzięki którym dzień stanie się wyjątkowy!