Ta myśl siedzi mi w głowie już od jakiegoś czasu. Dziś przyszła pora na to, żeby się nią podzielić.
Każda szanująca się firma gdzieś kiedyś spisała swoje wartości. To zbiór pryncypiów, którymi wszyscy pracownicy się kierują, lub przynajmniej kierować powinni. Coś jakby kodeks (również moralny) danej organizacji. Zwyczajowo (z mniejszym lub większym odchyleniem) wszyscy mówią o uczciwości, zaufaniu, dbałości (graniczącej z pasją) o klientów, otwartości na wielkie wyzwania, innowacyjności etc.
Sprawdzam to już od wielu lat, w bardzo różnych firmach i do tej pory jeszcze nie zdarzyło mi się znaleźć organizacji, w której „zwykły” pracownik dobrze zna wartości, którymi szczyci się jego firma i w ogóle kuma bazę w ich kontekście (o co chodzi, po co to komu, eeeeee-tam-smut-jakiś).
I nie jest to dla mnie żadne zaskoczenie.
Wyobraź sobie firmę Z.
Organizacja to duża, międzynarodowa. Oddziały w kilku państwach, pracowników kilkanaście tysięcy. W polskim biurze siedzi prawie pięćsetka.
Z. mówi krągłościami. Że „innovation” siedzi jej w DNA, a każdy klient to najlepszy przyjaciel. Mówi też, że u nich atmosfejra jest cudowna, a trenejro wspiera swoją drużynę z całych sił. Zaufanie i szacunek unoszą się w powietrzu. Ciężka praca jest częścią gry, ale po tej zawsze jest czas na „fun”, w wybornym towarzystwie współpracowników. „Współ-pracownicy” to ważne słowo. Z. twierdzi, że bardzo o nich dba. To w końcu ludzie są jej największym kapitałem. A z ludźmi trzeba być transparentnym. Taka właśnie jest ta firma. Gra w otwarte karty, a pracownicy rozumieją wszystko, co dzieje się w firmie.
W skrócie mówiąc – w Z. żyje się wybornie.
Przynajmniej tak można przeczytać na stronie z opisem kultury organizacyjnej.
Kłopot zaczyna się przy pierwszej rundzie z serii „sprawdzam”.
Rozmowa z managerem
Ona pracuje w Z. od dwóch lat. Nad aktualnym projektem, już kilka, grubych tygodni. Czasoprzestrzeń trochę jej się już zakrzywia, ale wie, że to przejściowe. Chce, żeby takie było. Jak skończy ten projekt, na pewno będzie już z górki. Odpocznie. Może gdzieś wyjedzie na trochę. Naładować baterie, nabrać dystansu. Póki co jednak, nie ma czasu się tak rozmarzać. Robić trzeba.
Jest wtorek, chwila po 19-tej. W biurze siedzą już tylko niedobitki. Ona, jej manager i kilka innych wybrańców losu. Dużo nie rozmawiają. Manager gada przez telefon. Widać, że coś się dzieje, bo poczerwieniał i zaczął obgryzać palucha. Zawsze to robi, gdy się stresuje.
Gdy rozmowa się kończy, manager siedzi jeszcze chwilę przy biurku, coś tam bluzgając do monitora. Po chwili jednak wstaje i zaczyna iść w Jej stronę. Podchodzi i bez mrugnięcia okiem, zaczyna rzucać mięsem, słownika gnoju nie oszczędzając. Nie do końca wiadomo o co mu chodzi. Ona domyśla się tylko, że człowiek próbuje jej powiedzieć, że powinna pracować lepiej/szybciej/bardziej. Że czegoś tam nie dopilnowała, a teraz on (bidula) musi za to beknąć.
I nie, nie obchodzi go, że krzyczy zbyt głośno i publicznie. Ona powinna znać swoje miejsce w szeregu. Nie będzie się przecież wiecznie za nią wstydził.
Tego dnia, pracowała do 2.oo nad ranem.
W środę w biurze była już o 7mej.
Do dziś nikt jej za to nie podziękował.
Spotkanie zespołu
Ale, że jakie spotkanie? Nie ma czasu na takie luksusy. Tutaj robić trzeba, a nie gadać. A z resztą, po co to komu, jak wiadomo, że na spotkaniach i tak nigdy nie mówi się o niczym ważnym.
Klik-klik-klik.
Spotkanie z Prezesem
Co miesiąc, szef-wszystkich-szefów rozmawia z pracownikami. Poprawka: on do nich prze-mawia. Dialog bowiem to to nie jest. Brak sprzężenia z drugiej strony.
Dziś mówił o sukcesach Z.
Że akcje poszły w górę, ale mniej niż powinny. To podobno dobra wiadomość, ale jednak jakby zła. Mówił, że ogólnie nie ma biedy, ale ogłosił, że czasy w firmie trudne, więc oszczędzać trzeba. Że listopad był dobrym miesiącem, ale w grudniu wszyscy musimy się spiąć. Bo kolejnego dolara na akcji trzeba wycisnąć w tym kwartale. A wspólnie na pewno damy radę.
Ona stoi na takim spotkaniu i zupełnie już głupieje.
Bo niby jak ma pompować sama tę, rzeczoną akcję. Ledwo ogarnia czym to w ogóle jest. Nie tylko nie kuma co ma w związku z tak postawionym zadaniem robić (poza tym, że wie, że musi oszczędzać – głównie na sobie), ale też zupełnie nie wie jak to wszystko, o czym mówił Prezes ma się do niej samej.
Po chwili słuchania, zawiesza się na stałe. Reszta przemówienia trafia już prosto w sufit.
Pointa
Jak chcesz budować firmę, w której ludzie nie tylko pracują, ale też chcą procować, szanuj ich inteligencję!.
Jeśli mówisz, że najwyższą wartością organizacji jest szacunek wobec pracowników, nie możesz zatrudniać/tolerować managerów-baranów, którzy w pierwszej stresowej sytuacji, zamiast myśleć, machają rękami, purpurowieją i podnoszą głos na własne stado.
Skoro twierdzisz, że innowacja to twoje drugie imię, nie możesz mnożyć struktur hierarchicznych. W takich, ludzie, w dużej części będą kitrać wszystkie ważne informacje, nie dzieląc się nimi z podległym im tłumem. A przecież im struktura jest bardziej płaska, tym lepszy klimat do współpracy, więcej odwagi i chęci do podejmowania wyzwań, trudnych decyzji. To tutaj tworzą się pomysły. Na nowy, lepszy świat. Ten, w którym chce się żyć.
Jeśli mówisz, że w firmie promujesz otwartą komunikację, a ludzie są twoim głównym skarbem – traktuj ich jak skarb. I nie, nie chodzi mi o finanse. Jeśli przychodzi rok chudy, ludzie muszą o tym wiedzieć – to jest jasne. Nie mów do nich jednak kategorią EPSów (=akcji), które dla większości pracowników, są na maxa odrealnioną kategorią. Mów do ludzi i o ludziach. Tych konkretnych, którzy słuchają. Szerszy kontekst na pewno jest potrzebny, ale jako krótki wstęp, tło. Nie jako główne danie wypowiedzi. No i oczywiście, jeśli dziś prosisz o wzmożony wysiłek w imię ratowania finansów firmy (pozyskania nowych klientów etc…), w chwili dobrobytu nie zapominaj o rewanżu. To nieprawda, że zawsze jest źle. Kiedy mija rok chudy i zaczynasz owijać się bekonem, jego część musi pójść do pracowników. Tylko wtedy zabezpieczasz się, że w kolejnej rundzie (a na pewno taka przyjdzie), oni znowu wydadzą na Ciebie trochę więcej energii, niż muszą (za wypłatę).
Wartości firmy to jeden z jej najważniejszych elementów. Nie wolno nam tak bardzo ich ignorować. Nie wolno przyzwyczajać się do tego, że słowo słowem, a praktyka swoje.
Dawno nie rozmawialiśmy, Basta-Czytelniku.
Porozmawiajmy więc teraz. Powiedz, co Ci w głowie siedzi.
Miejcie bardzo dobry dzień. Już za tydzień Święta.
Kiedyś menadżer z regionu ogłosiła w dobie kryzysu wielką telekonferencje. Mówiła o powadze sytuacji na rynku i na koniec kazała sobie wysłać maila z informacją co zrobimy, żeby firma miała lepszy zysk.
Ponieważ dojrzałem do zwolnienia – zastanawiałem się czy nie odpowiedzieć, iż odchodząc zmniejszam koszty (nieznacznie ale jednak). Nie zrobiłem tego bo szanowałem swoich przełożonych i współpracowników w zespole – dla mnie wyimaginowane wartości w firmach nie mają sensu. BO WARTOŚCIĄ SĄ LUDZIE KTÓRZY TWORZĄ FIRMĘ.