Dziś o konfrontacji. Temat nie jest prosty, bo wymaga... przede wszystkim odwagi. A z tym bywa różnie.
W środowisku pracy zawsze mamy obszary łatwozy i trudnozy. Wiemy, kto naszym przyjacielem, a kogo wolimy unikać. Nie wiem dlaczego tak się dzieje- pewnie kwestia zawiłej, ludzkiej natury. Często omijamy miejsca, w których jest nam trudno, niewygodnie. Unikamy ludzi, z którymi nie jest nam po drodze, którzy wymagają od nas czegoś, czego nie mamy lub niełatwo jest nam to zdobyć. Może takich, z którymi mamy jakiś, mniej lub bardziej, formalny problem. Opcje można mnożyć jeszcze długo.
Dziś przemycam jedną, prostą myśl. Konfrontujmy! Kij w mrowisko, rozgrzebać, zmierzyć się z problemem i do przodu! Unikanie trudnych sytuacji tylko pogłębia problem. Tli sie gdzieś z dala od nas i czeka na właściwy moment. Wtedy boom! i wybucha nam prosto w twarz. Nie wiem czy znacie ten schemat, czy w waszych środowiskach pracy jest częścią codzienności. Dla mnie na pewno. Jest mnóstwo miejsc, gdzie boję się zaglądać. Wiem, że jak tylko się pojawię, dostanę serię strzałów, że to i tamto nie działa. Kaliber bardzo znaczący.
Mam wybór- przeczekać (zyskuję czasowy spokój) lub rozgrzebać (natychmiast dokładam sobie kolejną pulę trudnych rzeczy, którym muszę poświęcić czas i energię. A te, ostatnio u mnie na wagę złota). Jednoznacznie wybieram tę drugą opcję. Nakład startowej pracy, ogromny- jasne. Bilans jednak na pewno wychodzi na plus. Na końcu tak przepracowanego tygodnia możesz śmiało otworzyć butelkę wina.
Toast: za odważne decyzje! Za konfrontację na życzenie.