Kiedy warto jest zmienić pracę?
10 maja 2015 Praca 13 komentarzy

Kiedy warto jest zmienić pracę?

Dzisiejszy wpis nie będzie mądraliński. Będzie bardzo prosty. Proste myśli są najtrudniejsze i często najbardziej wartościowe.

W mojej pierwszej korpo-pracy siedziałam prawie 7 lat.

Była to, wbrew obiegowym opiniom na temat korporacji, bardzo dobra przygoda. Różne stanowiska, różne zadania, mega trampolina do rozwoju. Czasami zdarzało mi się narzekać, ale to (z mojej dzisiejszej perspektywy) dużo bardziej, z braku osobistego ogaru w tamtych czasach, niż jakichś obiektywnych niedogodności.  Było mi dobrze, znajomo i bezpiecznie. Człowiek nawet czuł się doceniany.

I nagle, świat sam się wziął i skonfigurował tak, żeby w głowie zasiać mi zamęt. Zaczepił, zagadał i zaczął kusić ku zmianie. Nie było mi łatwo, bo przecież na szali stała wygoda, którą bardzo sobie cenię (nie mylić z wygodnictwem).

Po krótkim rachunku sumienia, ustawieniu (lub uświadomieniu sobie) swoich ówczesnych, zawodowych priorytetów, wzięłam głęboki oddech i poszłam.

– Czy z bólem serca?

– Tak!

– Czy z całym workiem obaw przed nowym, nieznanym?

– Jak najbardziej!

– Czy kiedykolwiek tej decyzji pożałowałam?

– Nigdy. Nawet, gdy nowe miejsce zamiast głaskać, czasami dawało z półobrotu.

Dziś myślę, że raz na kilka lat (dla mnie tą granicą jest 7 lat, lub ich wielokrotność), pracę warto zmienić. Dla różnorodności doświadczeń. To jest trochę tak jak z solą w kuchni. Pamiętam, jak na pierwszym roku studiów, wynajęliśmy ze znajomymi mieszkanie. Po przywiezieniu gratów, zaczęliśmy je porządkować. Z kartonu wyciągnęłam sól i włożyłam ją… na swoje miejsce –> do lewej, górnej szafki. Tam, gdzie od lat stała, w moim domu rodzinnym. Następnego dnia, solniczka była już zupełnie gdzie indziej. Koleżanka, po przygotowaniu kolacji, przestawiła ją, odruchowo na miejsce, które dla niej było jedynym-bożym-miejscem na tę przyprawę.


Jeśli interesuje Cię temat zmiany pracy, proponuję jeszcze rzut oka tutaj.


Ta daaaam, wtedy dotarła do mnie rzecz oczywista, a odkryta z tak dużym opóźnieniem. Ani na sól, ani na but, ani na pracę nie ma jednej, właściwej recepty. Trzeba dopuścić do siebie różnorodność możliwości i po chwili podjąć decyzję wygodną i właściwą właśnie dla nas.

W głowie każdego z nas funkcjonuje mega dużo automatyzmów. Schematów, które wgryzły się w nasz krajobraz na stałe. Mieszczą się w kategorii: to dla mnie naturalne. I nieważne, że to nieergonomiczne, trzymać najczęściej używaną przyprawę, schowaną daleko od kuchenki i po stronie naszej niegotującej ręki. Powielamy tę zasadę, bo… tak przecież zbudowany jest świat. To samo jest z pracą. Jeśli znasz tylko jedno środowisko, w którym funkcjonujesz od lat, paradoksalnie, zamiast rozwijać, od pewnego momentu, może Cię ono bardzo blokować. Zawęża Ci się optyka, a schematy zachowań utrwalają się i cementują. Na cement przyjdzie jeszcze pora, bez wątpienia. Jeśli jednak jesteś jeszcze na rozbiegu swojej zawodowej ścieżki, zmiana otoczenia, raz na kilka lat, zrobi Ci dobrze. Otworzysz szerzej oczy (albo inni Ci je otworzą), poznasz nie lepsze, ale inne sposoby pracy, działania, myślenia. To koloryt, którego nie nabędziesz siedząc przez sto lat w jednym miejscu. Nawet jeśli jest świetne.

Można lubić czerwony, ale nawet ulubiona jednokolorowość jest smutna wobec wszystkich ametystów, turkusów, czy innych seledynów świata…

13 komentarzy
Poprzedni Kobieto ogarnij... biurową politykę Następny Czego się nauczyłam z tegorocznej kampanii prezydenckiej?

Oj jest cos na rzeczy… ciekawie na to patrzy sie w wypadku osob, ktore tutaj zwyklam nazywac „kontraktorami” (mowimy wiec o osobach, ktore pracuja przy kilku- lub kilkunastomiesiecznych projektach, zmieniaja wiec prace wyjatkowo czesto) . Z jednej strony pracodawcy wiedza, ze nie ma mozliwosci takiego skoczka zatrzymac na dluzej, z drugiej strony bardzo ceni sie doswiadczenie i perspektywe takich osob, bo wiadomo, ze ci, ktorzy lata spedzili w naszej organizacji nie beda w stanie na pewne rzeczy spojrzec „na swiezo”. Cos za cos 🙂

paulinabasta.com

Z kontraktorami w ogóle jest trochę inaczej… Są wyjątkowo kosztowni, więc najczęściej ani pracodawcy, ani „zawodowi kontraktorzy” nie bardzo chcą wchodzić ze sobą w stałe związki. Mowa oczywiście o tej odmianie kontraktorów (konsultantów), która ma za zadanie wpaść na projekt na kilka/kilkanaście miesięcy, rozpykać co trzeba, poduczyć ludzi dookoła i lecieć dalej.
Dobrego dnia, Kasia.
Ps. Ładne, nowe zdjęcie profilowe:)

Umieć łamać schematy, i dokonywać zmian w różnych momentach ścieżki zawodowej to moment, gdzie zadajemy sobie pytanie? Co jest dla mnie ważne? /czego chcę? a czego już nie chcę? Warto świadomie odpowiedzieć sobie na te pytania i podjąć decyzję o zmianie. Ja tak zrobiłam, dokonałam rewolucji zawodowej-dzisiaj mogę powiedzieć, warto było 🙂 Pozdrawiam 🙂

paulinabasta.com

Ania, tylko zatem przyklasnąć!:)

Ula Druzd-Niedźwiedź

Pani Paulino,

czytam Pani blog od jakiegoś czasu, gratuluję pomysłu, treści i formy ! Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach to już coraz bardziej nie jest kwestia -„chcę” czy „nie chcę”, tylko „muszę”. Przy coraz większej dynamice życia w około, braku przewidywalności i zmienności w naszym otoczeniu, tak, jak Pani napisała – po prostu trzeba zmieniać pracę co jakiś czas…. Wyzwaniem jest być do tego przygotowanym i świadomym, czego się chce, kiedy jest dobry moment i co robić, aby ta zmiana pracy była możliwa…
Pozdrawiam,
Ula Druzd-Niedźwiedź

paulinabasta.com

Ula, dziękuję za dobre słowo i cenny komentarz…

Paulino, przyjmij z wyrozumiałością pytania laika… Stało się – zmieniam po paru latach moją pierwszą pracę i poznaję prawdziwą, już nie „studencką” rekrutację. Zaliczam w trzech firmach drugi poziom – zadaniowy i już czekam na ostateczną odpowiedź…aż tu nagle takie wątpliwości: na jednej firmie zależy mi szczególnie, ale też tam było najtrudniej, więc i szanse mniejsze – co w sytuacji, gdy otrzymam pozytywną odpowiedź z jednej firmy, gdy będę czekać jeszcze na odpowiedź z tej dla mnie ważniejszej? Czy mogę prosić o czas na zastanowienie, jeśli tak – jak długo? Czy należy wspominać, że bierze się udział w innej rekrutacji, jeśli zostanę zapytana o powód zwłoki? Proszę o wskazówkę, nie chcę się wygłupić na finiszu! 😉

paulinabasta.com

Paula,
taka sytuacja dla Ciebie jest wyjątkowa i pewnie w części nawet stresująca. Dla dużych pracodawców jednak, to chleb powszedni. Kandydaci przyjmują, odrzucają, negocjują oferty. Z różnych przyczyn. Czasami nie mogą dołączyć do firmy ze względu na inną ofertę, czasami z powodów zdrowotnych etc…
Póki jeszcze piłka w grze, masz prawo wybrać dla siebie najlepszą opcję. Jedyne, czego nie polecam (a tak czasami też ludzie robią), to rezygnować z rozpoczętej już (chwilę temu) pracy, na rzecz innej.
Trzymam kciuki za dobry finał tej historii:)
P.

[…] pracy, może być nam później trudno dostosować się do aktualnych wymagań przedsiębiorców. Ten pogląd podziela Paulina Basta, HR Business Partner w jednej z czołowych firm Fortune 500. Na swoim blogu […]

Chęć zmienienia to jedno, ale najlepiej wcześniej poszukać, czy wgl w tej chwili możemy liczyć na jakieś lepsze stanowisko, czy po prostu są dobre oferty. Od siebie polecam też portale mniej popularne niż olx czy pracuj, na nich czesto jest sporo dobrych ofert, przynajmniej tak to wyglada na np. linguajob.pl – wrzuca tam IBM, Shell, DSV, Hemmersbach – naprawdę konkret

Ciekawe spostrzeżenia Paulino 🙂 My na naszej stronie również poruszyliśmy ten temat tak aby w nowym roku pomógł on niezdecydowanym osobą. Jeśli masz ochotę to zerknij i napisz co sądzisz 🙂 Pozdrawiamy

Niestety zdarza się, że po latach pracy w wyzysku nowy szef wyczuwa w nas osobę do wtłoczenia w stary schemat, choć nasze kwalifikacje okazały się przydatne. Żenujące jest to, że każde 5, 10, 20zł. netto za godzinę jest warte by ich nie zapłacić, bo szef nie musi. Odsetki od nieterminowej wypłaty wynagrodzenia się nie należą a pracować trzeba „dla sprawy” (szef ma rocznego dochodu 100tys od wielu lat).