Don’t make a village (nie rób wiochy) i zatrudniaj właściwie
Zdjęcie: fot. Basta (trudno nie zgadnąć)
10 marca 2015 Praca 4 komentarze

Don’t make a village (nie rób wiochy) i zatrudniaj właściwie

Poniosło mnie. Dzisiejszy tekst ma wszystko. Wizję przyszłości, historię prawdziwą i własnoręcznie namalowane zdjęcie (o ile tak się w ogóle da). A rzecz o ważnych rekrutacjach. Głównie menedżerskich.

Firmy często budują opasłe systemy rekrutacyjne. Procedury, polityki, łańcuchy zależności. Taki grubas, jako że grubas, w maratonach nie startuje. A nawet jeśli posili się o taki wysiłek, spod pachy leje się wiadrami, a zadyszka przyprawia o mdłości. Bywa, że do mety dobiegnie. Po roku.

Maluchy dużo zwinniej przebiegają każdy dystans. Jak pogoda zmienia się w trakcie biegu, szybko przebierają buty i biegną dalej. Grubas, zanim zauważy zmianę frontu, mijają całe wieki (jest zbyt skoncentrowany na zbieraniu oddechu). Nie mówiąc już o próbie dostosowania się do nowej rzeczywistości.

Skoro o grubasach, to i opasła była wstępna metafoZa.

A teraz do sedna

Jest jedna zasada, którą w moim przekonaniu każda firma powinna przyjąć do wewnętrznej HR Biblii (Koranu, Tory, Jak-zwał-tak-zwał).

To reguła zatrudniania lepszych od siebie. I to nie jako dobrze brzmiąca fraza, tylko jako ekosystem, który wspiera właściwe zachowanie.

Zadanie jest trudne, bo przeciwnikiem jest… ludzka natura.

Lubimy uznanie. Jak już króluję, to bezwarunkowo. Jak zarządzam, to bezkonkurencyjnie. Jak zatrudniam, to instynktownie szukam poddanych, albo równych sobie – książąt pobliskich państw. Nigdy (powtarzam: N-I-G-D-Y) nie zdarzyło mi się, żeby przy rekrutacji managerskiej, ktoś na pytanie: „kogo dziś szukamy”, odpowiedział: „kogoś lepszego ode mnie”. Powody są jasne: to dla człowieka nienaturalne.

Dla higieny przekazu powtórzę, że mowa o rekrutacjach managerskich, gdzie jeden szef, szuka drugiego. Do ławki obok. Albo, gdy (tak jak to się czasami dzieje w przypadku rekrutacji np. do HR) – szukamy sobie szefa. W takich przypadkach podstawowym kluczem selekcji powinno być proste pytanie: czy ta osoba jest w czymś lepsza ode mnie? Gdzie są jej mocne strony? Czego ja i cały zespół możemy się od niej nauczyć? Nie zadając sobie takiego pytania, dużo ryzykujesz. Efekt statystyczny to większość managerów w absolutnej przeciętności stylu zarządzania. Przeciętność jest OK na średniej półce pracowniczej. Na najwyższych, trzeba sięgać po złoto.

Jak miałoby to działać?

Ta myśl jest jeszcze w moim mózgu młoda, ale ważna. Wytłumaczę więc jej pączkujące zasady.

A gdyby zbudować w firmie cały ekosystem wspierający pożądane schematy zachowań. Gdyby przy kluczowych promocjach, wracać imiennie do osoby, która sprowadziła takiego pracownika do firmy. Jeśli to jakaś przypadkowa rekrutacja z ogłoszenia, jasne – propsy idą do Opatrzności. Jeśli jednak świadome działanie rekrutera/managera zatrudniającego – może stopa powinna być masowana pod biurkiem przez tydzień, a tramwaj dom-biuro powinien zamienić się w lektykę…

To tak trochę, jak w Amway’u czy innych Oriflame’ach. Jak wprowadzasz do biznesu świetnego sprzedawcę, Ty też odcinasz kupony. Albo kupon. Jeden. Niekoniecznie na życie. Na jedną, konkretną celebrację.

Takie podejście ma milion zalet i jedną wadę. Zalety można mnożyć: motywacja, promowanie dobrych praktyk, tworzenie kolejnych powodów do świętowania, wzmacnianie więzi między pracownikami, pompowanie dobrej atmosfery etc…

Wada: (choć moim zdaniem, biedna) finanse. Każda forma świętowania kosztuje. Każda lektyka również. Można to jednak policzyć i gwarantuję, że P&L wyjdzie na plus.

Na koniec historia

Prawdziwa. Z ubiegłego tygodnia.

Wrocław ostatnio przeżywa absolutny boom, jeśli chodzi o liczbę nowo-otwieranych firm. Te nowe zaczynają od rekrutacji na stanowiska HRowe (ktoś im te firmy musi postawić) a te, które są tu już jakiś czas, zaczynają czuć konkurencję. Wyścig trwa. W związku z tym i Basta odczuwa wzmożone zainteresowanie swoją osobą. Jednym słowem skrzynka płonie. I nie, to nie dlatego (tylko ;-)), że jestem tak wyjątkowa, ale dlatego, że ssanie w HRze dziś jest ogromne. Taki rynek.

Nad propozycjami nawet się nie zastanawiam, bo – jak już uważni Czytelnicy wiedzą – drugi brzuch mi rośnie. Grzecznie odmawiam i tam gdzie mogę (+ wierzę, że warto) polecam zaprzyjaźnione mądre głowy. Efekt: większość ofertodawców dziękuje i szuka dalej. W ubiegłym tygodniu zdarzyło się jednak inaczej. Posłuchajcie.

* Teraz chwila na narrację w tle. Odcinamy to zdarzenie ode mnie konkretnie. Potraktujmy go jako studium przypadku. Ogólnego. Przecież taka historia może zdarzyć się każdemu. Dobrze, gdyby podobne działy się coraz częściej.

Jakiś czas temu odezwała się do mnie rekruterka z propozycją pracy. Podziękowałam, podając prawdziwy powód.

Minęła chwila i odezwał się do mnie Jeden-z-Szefów-Wszystkich-Szefów tej firmy.

Zajawka, po wstępnych grzecznościach brzmiała tak:


4


Przybliża. Jest o firmie, wyzwaniach, filozofii pracy i do brzegu, o potrzebach:


2


I koniec. Lekki, dający świeżością, prognozujący samo dobro:


3


 Po historii

Patrzmy i uczmy się. Tak się powinno rekrutować w tym kraju. Jeśli mowa o kluczowych stanowiskach, to jest właśnie to. Horyzont myślenia dociera do Gdańska, otwartość umysłu na Hawaje. Nie znam autora, ale zgaduję, że człowiek ma ambicję stworzenia najlepszej firmy w kosmosie. Jednoznacznie wartościowy tok myślenia i działania.

Wnioski

Konwenanse są do dupy. Szukajmy sposobów działania, które dają radę dziś. Nie sto lat temu, nie czterdzieści. Dzisiaj. I jeśli dziś, menedżer potrzebuje dodatkowego bodźca, by zatrudniać w firmie lepszych od siebie, znajdźmy mu tę motywację. Jak okaże się drewnianą lektyką, ząb trzeba zacisnąć i po prostu zacząć strugać.

Tego typu rozwiązania nie są oczywiste, ale też nie jest to fizyka jądrowa. Tu wystarczy szczypta chęci, wiedzy i… przestrzeń na dzikie pola w głowie. Dzikie pola są ekscytujące. Dziś dawki adrenaliny dostarczy Ci (pierwszy raz w życiu) rekrutacja lepszych od siebie, jutro będzie to próba zatrudnienia człowieka w 6-tym miesiącu ciąży.

W każdym przypadku, na końcu historii czeka jedna emocja. Duma. Z siebie, z rezultatu swojego działania, ze środowiska, w którym się pracuje. Środowiska, które jest szerokokątne. Odważne i tętniące optymizmem.

Niech taki właśnie będzie Wasz dzień. Odważny, z tej odwagi dumny i tętniący optymizmem.

4 komentarze
Poprzedni Twój najczarniejszy scenariusz Następny Z pracą jest jak z miłością – musisz znać zasady gry

karolina m

Bardzo, ale to bardzo pozytywny tekst. Nie dziwota, ze duma rozpiera. Z siebie i z tak dzislajacych bizensôw. Czytajac maila od tej odoby miałam wrazenie, ze to ja go napisałam. Sama zaofertowałam kiedyś osobę w 2 miesiacu ciazy, by popracowała z nami ile sie da;) wierze w rekrutacje partnerską i mozliwie najbardziej transparentną. To zwyczajnie działa. Do tak kompletowanego zespołu chce sie dołączyc od zaraz, chocby z bobasem uwieszonym na cycu;)

Karolina

Cała prawda 🙂 Czasami mam wrażenie, że powodem nie zatrudniania od siebie lepszych jest to, że niektórzy z nas podnoszą sobie w ten sposób własne ego. Zauważyłam w środowisku, że większość menedżerów SŁABYCH w tym co robią zatrudnia właśnie jeszcze słabszych od siebie, żeby czuć wspomnianą już wcześniej przez Ciebie władzę, natomiast tych ŚWIETNYCH można zliczyć na palcach u jednej ręki, niestety jest ich co raz mniej, aczkolwiek właśnie oni zatrudniają sobie równych a nawet lepszych od siebie, bo czują, że właśnie Ci nowi są motorem napędowym w całej sprawie.

Aspagio

Mnie zawsze intrygowało, że osoby prowadzące rekrutację, przynajmniej te, które spotkałem na swojej drodze, traktowały mnie zerojedynkowo:
– nadaje się – rozmawiamy dalej,
– nie nadaje się – spadaj na drzewo.
Nie było w tym nie tylko finezji, ale też szerszej perspektywy patrzenia.

Z drugiej natomiast strony zauważam przypadki zatrważającego lekceważenia potencjalnego pracodawcy.
List taki jak przytoczyłaś, prowokuje do dyskusji, spotkania, wymiany myśli. Nie dlatego, że ktoś mógłby potem zatrudnić, ale dlatego, że warto. Tymczasem jest sucha wymiana informacji i często zerwanie kontaktu, ot tak, bez słowa wyjaśnienia.

[…] najnowszym wpisie Pauliny Basty, znajdziecie piękną historię o rekrutacji na kluczowe stanowiska i regule zatrudniania lepszych od siebie. Nie jest to proste, bo jak zauważa autorka wymaga to od osób rekrutujących, przezwyciężenia […]