Siła powitania
10 lutego 2016 Praca 20 komentarzy

Siła powitania

Lubię nowe. Lubie nieznane. Lubię świeże, zaskakujące i inne.

Lubię się witać z przyjaciółmi.

Nie lubię rozstań.

Lubię mocne (u)ściski dłoni.

Nie lubię, gdy ścisk nie zostaje odwzajemniony i ktoś podaje mi pięć miękkich, omdlałych palców.

Lubię dbać o swoich gości.

Nie lubię spóźnialstwa.

Lubię wiedzieć.

Nie lubię się domyślać.

Lubię słuchać mądrych ludzi.

Głupota mnie złości.

Pierwsze wrażenie zostaje we mnie długo. Nie lubię, gdy jest kwaśne.

Firmy witają. Czy tego chcą, czy nie – każda z nich przez pierwszych kilka dni wita nowych pracowników. Jedni budują opasłe programy onboardingowe, inni wręczają komputer i mówią praca na ciebie czekała. Dostępnych opcji jest całe stado.

Historia 1

X., dziś zaczął nową pracę. Jadąc rano tramwajem czuł, że zjedzenie śniadania nie było dobrym pomysłem. Nerwy.

Przychodzi do swojej korpo 10 minut przed czasem. Recepcjonistki jeszcze nie ma. Razem z nim stoi kilka innych osób. Nikt ze sobą nie rozmawia. Każdy ogląda coś w telefonie. Nie wiedzą jeszcze, że w tym miejscu nie ma zasięgu.

Wreszcie ktoś przychodzi. X. wybacza znaczące spóźnienie. W końcu pierwszy dzień w nowej pracy.

Za tłumem idzie do jakiejś sali. Na początku, nie przeszkadza mu, że jest bez okna. Zmienia zdanie po czterech godzinach.

Dzień jest męczący. Osoby, które dziś opowiadają mu o firmie, zasadach pracy i innych turbo-ważnych sprawach są kompletnie niezapamiętywalne. Dziwny to jest poniedziałek. Rano morze pozytywnej adrenaliny, a wieczorem ocean obaw. Nie wiadomo nawet, skąd się wzięły.

X. się dziś nie zakochał.

Historia 2

Ż. jest ambitny. Zdecydował się zmienić pracę, bo nowa oferta była nie do odrzucenia. Rozwój jest dla niego ważny. Pieniądze też.

Po kilku trudnych latach wreszcie zaczęło mu się układać. Ż. jest szczęśliwy. Czuje, że to jest jego czas. Wie, że ciężko na to zapracował. Ma wiedzę, doświadczenie i mnóstwo chęci do pracy.

Na kilka dni przed datą rozpoczęcia nowej przygody, przychodzi do firmy podpisać umowę. Dziewczę z HRu trzy razy upewnia się, że Żakowski pisze się przez „samo żet”. Klika pazurem w klawiaturę, sapie, dyszy, wywraca oczami.

Te z Adminu znowu coś zepsuły w danych. Nie mogę znaleźć Pana umowy. – mówi.

Każe czekać. Ż. czeka. Dziewczę powraca. Daje umowę, a w niej dwa błędy. Rzakowskim nie był nigdy. Zarabiać miał zupełnie inną kwotę.

Ż. uprzejmie informuje o problemie (choć puls już mocno podniesiony). Procedura się powtarza. Tym razem jest już na nią przygotowany. Dziewczę klika pazurem, sapie, dyszy i oczami wywraca.

Już poprawiają. Niech pan czeka.

Poczekał. Podpisał.

Wieczorem dzwonili znajomi, rodzina, kumple z poprzedniej pracy. Żałował, że nie mógł powiedzieć niczego dobrego na temat swojego nowego miejsca.

Chciał się chwalić. Nie miał czym.

Ostatnio dużo myślę o powitaniach

O tym, że pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. O tym, że niby wszyscy to wiemy, a jednak większość firm świadomie decyduje się ten fakt ignorować. Poziom niedbalstwa w sposobie witania nowych pracowników w firmach czasami mnie zdumiewa. Chaos komunikacyjny, przypadkowe prezentacje, godziny zmarnowane na czekaniu na „swoją kolej”, stosy informacji, których nie da się zapamiętać „na sucho” (…).

Sama znam tylko kilka firm, które robią to dobrze. Kolejnych kilka przynajmniej się stara. Reszta to mielonka, gdzie podczas onboardingu, pracownik nie dostaje niczego, co daje mu dobre czucie. Jest anonimowy, bezosobowy i wrzucony w długie spotkania niskiej jakości. Trudno potem się dziwić, że pracownicy nie łapią z firmą żadnej chemii. Nawet ci, którzy naturalnie są bardzo zmotywowani. To tak jak z szukaniem miłości. Nawet jeśli jesteś bardzo samotny, trudno pokochać dziewczynę, która na pierwsze spotkanie przyszła nie myjąc zębów.

Ten wpis jest niestandardowy. Wyjątkowo, dziś nie będzie w nim części o tym, jak onboarding zrobić dobrze. A to dlatego, że ten temat zobaczycie na blogu jeszcze nie raz. Idzie rakieta.

Jeśli chcesz się dostać na pokład, porozmawiaj ze mną.

Dziękuję, mój drogi Basta-Czytelniku. Jak zawsze, można na Tobie polegać.

Kłaniam Ci się nisko.

20 komentarzy
Poprzedni Tych rzeczy szukam w ludziach podczas rozmowy o pracę Następny Nie daj się nabrać

Zrezygnuj

Dlatego u nas, jak przychodzi nowy człowiek, musi mieć dzień wcześniej przyszykowane miejsce pracy na tip top, a danego dnia czeka nań firmowy kubek + dedykowana kartka powitalna 😉 Radość u człowieka, bezcenna. I stres mniejszy również. Peace!

paulinabasta.com

Maciek, domniemuję, że poza kubkiem, na człowieka czeka też ktoś, kto wita, opowiada i na straży gościnności stoi. Yes v no?

paulinabasta.com

Czyli domniemanie zasadne:)

Trafne jest zdanie…”wiele firm się stara”! Niestety to nie wystarcza, ponieważ badania wskazują, że 22% rotacji pracowników zaczyna się już w pierwszych 45 dniach od zatrudnienia. Podoba mi się porównanie onboardingu do spektaklu teatralnego, a w tym trzy role menedżera: producenta, reżysera i kierownika sceny, na którą wkracza aktor. 🙂

Mój pierwszy dzień wyglądał dokładnie jak historia nr 1. Nawet pomieszczenie bez okna się zgadza. 🙂

paulinabasta.com

Ałć. Czyli co, potem się poprawiło (skoro nadal tam jesteś)?

W moim ex-miejscu pracy mój przełożony (nota bene dyrektor HR z ponad 20-letnim doświadczeniem zawodowym ) pierwszego dnia pracy nie przedstawił mnie nikomu uznając, że zrobi eksperyment i dopiero po tygodniu wyśle maila na ogólną skrzynkę i poinformuje kim jestem. Mogą się Państwo domyślać, że czułam się jak intruz, każdy patrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem. W końcu sama zaczęłam się przedstawiać co wzbudzało niemałe zdziwienie.

paulinabasta.com

Ałć nr dwa. Pana dyrektora nie pozdrawiam więc. Ciebie owszem.

katarzyna s

Hej, czy możesz podzielić się informacja, które firmy robią to dobrze?
Dzięki za temat.
Pozdrawiam

paulinabasta.com

We Wrocławiu znam kilka software hause’ów, które mają niezły pomysł na onboarding (+ bardzo dbają o egzekucję). Ale to mniejsze firmy (max. 300 pracowników). Żadna ze znanych mi dużych firm nie świeci przykładem w tej kategorii.

Paulina, niestety nie pracowałam nigdy w żadnej firmie, która robiłaby onboarding dobrze. Zwykle przeciętnie. Im mniejsza firma tym było gorzej. Nawet gdy ja byłam i jestem odpowiedzialna za organizację tego wydarzenia, często nie było mocy, żeby było dobrze zrobione. I taka oto historia. 2 nowych pracowników stawia się pierwszego dnia w małej firmie. Pierwsze dwa dni to szkolenie. Wszystko przygotowane na dzień przed. Umowy i załączniki podane na tacy w pierwszym dniu pracy. Proszę kierownictwo o wydanie laptopów i telefonów. Bezskutecznie. Wydamy w II dniu – mówią. W kolejnym dniu prawnik dzwoni do firmy i mówi, że umowy są źle napisane i że on musi jeszcze raz je napisać no i że załączniki też złe. Tamto co podpisały się nie liczy. Ciąg dalszy II dnia, minuty przed zakończeniem szkolenia dla nowych pracowników. Komputerów i telefonów jak nie było tak nie ma. Po szkoleniu, kiedy już dawno minął czas na pójście do domu nowych pracowników dostają to, co im się należy. Ja – HR: tłumaczę i przepraszam nowe osoby i wstydzę się za siebie, za firmę i za ludzi z którymi współpracuję w temacie onboardingu. I sama nie wiem, czy nie wolałabym z takiej firmy się offboardować.

paulinabasta.com

Albo może warto się zapytać jak to następnym razem zrobić dobrze (?). Lekcję odrobić, ominąć popełnione błędy, poczekać na nowe… dopóty, dopóki nie wyeliminujesz wszystkich i przywitasz ludzi tak, jakbyś chciała. Ty – Karina. Podpisana imieniem i nazwiskiem.

Joanna

Onboardingu mozna sie uczyc od firm z Bliskiego Wschodu. Nie zartuje. Tutaj liczy sie calosciowe doswiadczenie, zwlaszcza dla kandydatow przybywajacych zza morz. I o ile zdarzylo misie widziec onboarding slaby merytorycznie (mozna poprawic szybciutko), tak wrazenie prawie zawsze bylo WOW.

paulinabasta.com

To ciekawe. A powiesz, Joanna w czym tkwi ta wyjątkowość? Przyznam, że nie mam doświadczeń z BW, więc chętnie posłucham/poczytam.

Joanna

Proces onboardingu w tutejszych firmach jest z reguly skomplikowany, a bywa, ze i dosc dlugi. Dzien Pierwszy to tak naprawde zwienczenie i punkt kulminacyjny co najmniej miesiecznego wysilku. Glownie ze strony pracodawcy. Ale od poczatku – onboarding rozni sie ze wzgledu na to, czy jestes juz w kraju, czy dopiero sie relokujesz. W przypadku kandydatow zamorskich, po odeslaniu podpisanego kontraktu nastepuje telefon numer 1 – od Twojego osobistego konstultanta. Wszystkie procedury zostaja wyjasnione, timeliny podane, mozna wypytac o wszystko. Taki konsultant przeprowadza kandydata przez caly onboarding niemalze trzymajac za reke (w trkacie nastepuja telefony numer 2 do 56). Nie tylko poinformuje Cie, ze musisz dostarczyc takie a takie dokumenty potwierdzone przez odpowiednie urzedy w kraju ojczystym, ale bedzie rowniez wiedzial ile taka procedura srednio trwa w UK, a ile w Malezji (oraz ile kosztuje jesli musisz za jakies pieczatki zaplacic). Dodatkowo, jesli jestes leniwy albo nieogarniety – wysle Ci adres odpowiedniej ambasady do ktorej trzeba zaniesc dyplom na przyklad. Dodatkowo wypyta Cie o aktualna sytuacje rodzinna – czy masz meza/zone/dzieci oraz czy oni beda Ci od razu towarzyszyc, czy moze pozniej (albo wcale). Wszystko po to, zebys Kandydacie wiedzial ile to wszystko potrwa i jakie formalnosci trzeba zalatwic.

W tak zwanym miedzy czasie pracodawca aplikuje o pozwolenie na prace i tymczasowa wize dla Ciebie. To trwa okolo 2-3 tygodni, podczas ktorych Ciebie nie interesuja formalnosci, ma je na glowie pracodawca. Srednio raz na tydzien Twoj konsultant dzwoni, zeby poinformowac Cie o postepach lub ich braku. W tym czasie mozesz rowniez przyjechac na tzw \'look and see’ czyli mniej wiecej dwu-trzydniowe wypady, podczas ktorych spotykasz sie z kolejnym konsultantem (najczesciej z firmy zewntrznej), ktory oprowadzi Cie po miescie, wybada Twoje potrzeby mieszkaniowe/samochodowe, i jesli oczywiscie jestes zainteresowany, rozpocznie rozeznanie rynku dla Ciebie. Wszystko to (loty, hotele, pomoc ludzi od relokacji) oczywiscie na koszt pracodawcy.

Gdy wiza oraz pozwolenie na prace sa gotowe, okres wypowiedzenia dobiega konca Twoje loty oraz hotel zostaja zarezerwowane – standardowo jako nowy pracownik dostajesz od 20 do 30 nocy w hotelu (co najmniej 4 gwiazdkowym dla zasady), zanim sie na miejscu nie ogarniesz.

Nadchodzi Dzien Pierwszy – zjawiasz sie w firmie, dostajesz sniadanie i kilkugodzinna \'orientacje’ – przychodza reprezentanci roznych dzialow, zeby poopowiadac o firmie i tym co Cie czeka. Najczesciej te prezentacje sa w kontekscie pierwszych 90 dni w firmie. Masz okazje poznac swojego konsultanta osobiscie, pomoze Ci on/ona wypelnic pozostale dokumenty, etc. Na biurku czeka na Ciebie welcome pack, dostajesz lunch oraz pracodawca wiezie Cie na badania (wymog wizowy), ew do odpowiedniego urzedu zlozyc dokumenty.

W przypadku nowych pracownikow, ktorzy sa juz w kraju, procedura jest nieco prostsza (bez lotow i hoteli), ale opieka nowego pracodawcy jest dokladnie taka sama. Konsultanci onboardingowi dokladnie tak samo prowadza czlowieka za reke. Nie jest wcale rzadkoscia, zeby nowy manager zaprosil swojego nowego pracownika na lunch z reszta zespolu lub/i wycieczke po biurze, etc celem zapoznania jeszcze w trakcie trwania okresu wypowiedzenia.

Caly proces onboardingu jest wykorzystywany, zeby zaznajomic nowego z firma, pokazac wszystkie mozliwe interaktywne materialy, etc. Oraz drobiazgi jak \'candidate pack’ z podstawowymi informacjami na temat nowego miejsca pracy. Ktore pozniej sa powtorzone/rozszerzone podczas Dnia Pierwszego.

Trzeba oczywiscie brac poprawke na zlozonosc calego procesu (oraz fakt, ze wiele rzeczy na Bliskim Wschodzie rozni sie od Europy…), jednak kilka rzeczy zasluguje na podkreslenie:
– nikt nie zaklada, ze nowy pracownik powinien cos wiedziec (albo, ze moze sobie sam sprawdzic), wszyscy dostaja absolutnie wszystkie informacje oraz terminy, etc
– wszystkie informacje sa w postaci checklist albo rozrysowanych procesow, wystarczy rzut oka, zeby sie zorientowac gdzie w danym momencie jestes oraz jakie sa nastepne kroki
– nowy pracownik przez caly czas czuje sie zaopiekowany i ma osobe kontaktowa, ktora cierpliwie odpowiada na wszystkie pytania (zwlaszcza w przypadku relokacji)
– jesli pracodawca wymaga czegos od Ciebie, to Ci to zapewnia, Twoim zadaniem jest tylko podpisac (telefon, konto w banku, etc)
– dokumenty dostajesz do reki juz wypelnione (jesli mozna dane z paszportu, etc wpisac), sprawdzasz i podpisujesz
– takie traktowanie nie jest tylko zarezerwowane dla stanowisk wysokiego szczebla (jasne, SVP dostanie 5* hotel, a manager 4*), standardem jest podobne traktowanie pracownikow bez wzgledu na stanowisko
– pracodawca bierze na siebie wiekszosc papierologii i bierze odpowiedzialnosc za wszystkie dokumenty

I tak sobie mysle, ze takie traktowanie jest moze czasem przesada (i pewnie wiele osob z Europy pomysli, ze trkatuja ich jak idiotow), ale takie wlasnie podejscie pro-pracownikowe, nie wymaganie, a wykorzystywanie okazji zeby pokazac i nauczyc, etc jest czyms, co wszystkim moze sie przydac 🙂

paulinabasta.com

Szczególnie podoba mi się fraza: „nikt nie zaklada, ze nowy pracownik powinien cos wiedzieć”. W kontekście pracowników relokowanych, to naprawdę jest bardzo dobre założenie. Dzięki Asia za twój głos w dyskusji – wydał mi się wyjątkowo ciekawy.

Witam Pani Paulino, jestem tutaj po raz pierwszy. Czytam, czytam i … normalnie jestem oczarowana i zachwycona zawartością :). Skłoniła mnie Pani (mimo piątkowego wieczoru kojarzącego się już raczej z odpoczynkiem po całym tygodniu pracy) do kilku przemyśleń. Już wiem, że nowy tydzień przyniesie mi …nową mnie i jeszcze więcej entuzjazmu z tego co robię i jakim jestem człowiekiem :). Dziękuję.