Lubię nowe. Lubie nieznane. Lubię świeże, zaskakujące i inne.
Lubię się witać z przyjaciółmi.
Nie lubię rozstań.
Lubię mocne (u)ściski dłoni.
Nie lubię, gdy ścisk nie zostaje odwzajemniony i ktoś podaje mi pięć miękkich, omdlałych palców.
Lubię dbać o swoich gości.
Nie lubię spóźnialstwa.
Lubię wiedzieć.
Nie lubię się domyślać.
Lubię słuchać mądrych ludzi.
Głupota mnie złości.
Pierwsze wrażenie zostaje we mnie długo. Nie lubię, gdy jest kwaśne.
Firmy witają. Czy tego chcą, czy nie – każda z nich przez pierwszych kilka dni wita nowych pracowników. Jedni budują opasłe programy onboardingowe, inni wręczają komputer i mówią praca na ciebie czekała. Dostępnych opcji jest całe stado.
Historia 1
X., dziś zaczął nową pracę. Jadąc rano tramwajem czuł, że zjedzenie śniadania nie było dobrym pomysłem. Nerwy.
Przychodzi do swojej korpo 10 minut przed czasem. Recepcjonistki jeszcze nie ma. Razem z nim stoi kilka innych osób. Nikt ze sobą nie rozmawia. Każdy ogląda coś w telefonie. Nie wiedzą jeszcze, że w tym miejscu nie ma zasięgu.
Wreszcie ktoś przychodzi. X. wybacza znaczące spóźnienie. W końcu pierwszy dzień w nowej pracy.
Za tłumem idzie do jakiejś sali. Na początku, nie przeszkadza mu, że jest bez okna. Zmienia zdanie po czterech godzinach.
Dzień jest męczący. Osoby, które dziś opowiadają mu o firmie, zasadach pracy i innych turbo-ważnych sprawach są kompletnie niezapamiętywalne. Dziwny to jest poniedziałek. Rano morze pozytywnej adrenaliny, a wieczorem ocean obaw. Nie wiadomo nawet, skąd się wzięły.
X. się dziś nie zakochał.
Historia 2
Ż. jest ambitny. Zdecydował się zmienić pracę, bo nowa oferta była nie do odrzucenia. Rozwój jest dla niego ważny. Pieniądze też.
Po kilku trudnych latach wreszcie zaczęło mu się układać. Ż. jest szczęśliwy. Czuje, że to jest jego czas. Wie, że ciężko na to zapracował. Ma wiedzę, doświadczenie i mnóstwo chęci do pracy.
Na kilka dni przed datą rozpoczęcia nowej przygody, przychodzi do firmy podpisać umowę. Dziewczę z HRu trzy razy upewnia się, że Żakowski pisze się przez „samo żet”. Klika pazurem w klawiaturę, sapie, dyszy, wywraca oczami.
– Te z Adminu znowu coś zepsuły w danych. Nie mogę znaleźć Pana umowy. – mówi.
Każe czekać. Ż. czeka. Dziewczę powraca. Daje umowę, a w niej dwa błędy. Rzakowskim nie był nigdy. Zarabiać miał zupełnie inną kwotę.
Ż. uprzejmie informuje o problemie (choć puls już mocno podniesiony). Procedura się powtarza. Tym razem jest już na nią przygotowany. Dziewczę klika pazurem, sapie, dyszy i oczami wywraca.
– Już poprawiają. Niech pan czeka.
Poczekał. Podpisał.
Wieczorem dzwonili znajomi, rodzina, kumple z poprzedniej pracy. Żałował, że nie mógł powiedzieć niczego dobrego na temat swojego nowego miejsca.
Chciał się chwalić. Nie miał czym.
Ostatnio dużo myślę o powitaniach
O tym, że pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. O tym, że niby wszyscy to wiemy, a jednak większość firm świadomie decyduje się ten fakt ignorować. Poziom niedbalstwa w sposobie witania nowych pracowników w firmach czasami mnie zdumiewa. Chaos komunikacyjny, przypadkowe prezentacje, godziny zmarnowane na czekaniu na „swoją kolej”, stosy informacji, których nie da się zapamiętać „na sucho” (…).
Sama znam tylko kilka firm, które robią to dobrze. Kolejnych kilka przynajmniej się stara. Reszta to mielonka, gdzie podczas onboardingu, pracownik nie dostaje niczego, co daje mu dobre czucie. Jest anonimowy, bezosobowy i wrzucony w długie spotkania niskiej jakości. Trudno potem się dziwić, że pracownicy nie łapią z firmą żadnej chemii. Nawet ci, którzy naturalnie są bardzo zmotywowani. To tak jak z szukaniem miłości. Nawet jeśli jesteś bardzo samotny, trudno pokochać dziewczynę, która na pierwsze spotkanie przyszła nie myjąc zębów.
Ten wpis jest niestandardowy. Wyjątkowo, dziś nie będzie w nim części o tym, jak onboarding zrobić dobrze. A to dlatego, że ten temat zobaczycie na blogu jeszcze nie raz. Idzie rakieta.
Jeśli chcesz się dostać na pokład, porozmawiaj ze mną.
Dziękuję, mój drogi Basta-Czytelniku. Jak zawsze, można na Tobie polegać.
Kłaniam Ci się nisko.
Dlatego u nas, jak przychodzi nowy człowiek, musi mieć dzień wcześniej przyszykowane miejsce pracy na tip top, a danego dnia czeka nań firmowy kubek + dedykowana kartka powitalna 😉 Radość u człowieka, bezcenna. I stres mniejszy również. Peace!