Przez ostatnie miesiące nabieram perspektywy. Ta, jak wiadomo, dzieje się wtedy, gdy człowiek ma przestrzeń do myślenia.
Jak codziennie, godzinami pchasz wózek, w głowie siedzi Ci wszystkość. Czasami czegoś słuchasz, czasami obmyślasz plany podboju wszechświata, często jednak skupiasz się na tym, co działo się wczoraj, lub ma zadziać się jutro.
Kilka dni temu zadzwoniła do mnie stara kumpela. Nie widziałyśmy się z pięć lat (albo i więcej). Drogi nam się jakoś rozeszły, acz wspominam człowieka ciepło. Pamiętam, że śmieszna była. To znaczy, często mówiła coś, co we mnie wzbudzało salwę śmiechu. Lubię takich ludzi. Typ jeden z ulubionych.
Kumpela również siedzi w świecie HRu i zadzwoniła z problemem. Jako że pchając wózek czas mam niemal nieograniczony, rozmawiałyśmy ponad godzinę. Człowiek dziś zarządza HRem w dość dużej firmie (ale nie korporacji, co sprawia, że poziom decyzyjności jest w zasadzie nieograniczony) i dostał zadanie, które chciał przegadać.
Zadanie było, w swym konstrukcie dość standardowe. Chodziło o zbudowanie programu retencji pracowników. Potocznie mówiąc: co zrobić, żeby ludzie od nas nie odchodzili?. Takie programy funkcjonują w każdej większej firmie, głównie dlatego, że lepiej i taniej jest pracownika zatrzymać, niż szukać ->zatrudniać ->szkolić nowego.
Najpierw więc spytałam o czucie człowieka. Jak to widzi, co chciałby wprowadzić, z czego byłby zadowolony. Koleżanka mówiła wszystko to, czego nie chciałam słyszeć. Pojechała standardowym modelem retencji, czyli (w dużym uproszczeniu) do momentu, kiedy pracownik nie złoży wypowiedzenia, nie robimy zasadniczo nic. W każdym razie nic wielkiego. Kiedy przychodzi i papierem rzuca, w ciągu 8 godzin przedstawiamy mu kontrofertę, i wyznajemy miłość, prosząc o drugą szansę. Obok, próbowała oczywiście utkać kilka książkowych wątków w stylu: trzeba ich też rozwijać i dostarczać ekscytujących wyzwań. Kiedy spytałam o szczegóły tej ekscytacji, pojawił się jedynie ich wielki brak.
– No bo przecież, Paula – kurde – oni tu całymi dniami w jakichś głupich tabelkach siedzą. Robota do dupy. Trochę dla idiotów, nie ma co się czarować.
No i nastała przykrość.
Nie powiem, jak potoczyły się dalsze losy tej rozmowy. Zdradzę tylko tyle, że była szczera i skończyła się chyba (tak sądzę) dość ważnym wnioskiem.
Bo praca z ludźmi/dla ludzi/o ludziach jest pracą bardzo (po)ważną. Stawką są całe życiorysy. To więc grzech, pielęgnować w sobie przyzwolenie na taką miernotę. I jeśli wierzysz, że twoja oferta jest dla idiotów, po jaki grzyb w ogóle się zastanawiać jak ich wszystkich zatrzymywać w firmie.
No i jeszcze ta nieszczęsna retencja…
Mam takie marzenie,
żeby w firmach nie budować kolejnych programów retencyjnych, tylko relacje oparte na lojalności. A ta jest postawą, w swym konstrukcie mocno lustrzaną i jeszcze bardziej ludzką. Powstaje z potrzeby wzajemności. Jeśli pracodawca (=szef) rozumie i daje temu dowody, bardzo trudno jest od niego odejść. Jeśli wykopie Cię do domu, gdy bliska osoba poważnie na zdrowiu podupadła, przyśle kwiaty, gdy narodzi Ci się potomstwo, zapamięta, że dziś masz zabieg na kolano i rano wyśle zaciśniętego kciuka… zbuduje więź, z której bardzo ciężko będzie zrezygnować.
I nie chodzi o głupią kalkulację zysków i strat. Chodzi o całą filozofię pracy. Ekosystem, w który wrzucamy siebie (!) i naszych pracowników. Bo to przecież nie siedzi w odosobnieniu. Jeśli nie dbasz o ludzi, którzy pracują na sukces twojej firmy, to głupota oczekiwać, że w trudnym dla Ciebie momencie, oni zadbają o Ciebie. Nie dajesz im wyboru. Jeśli tylko ktoś zaproponuje im podobne wynagrodzenie i choćby delikatną wizję lepszych (lżejszych, bardziej lekkostrawnych) warunków pracy – żaden program retencyjny nie pomoże Ci ocalić takiej relacji. Nawet jeśli człowiek zostanie, bo skusisz go podwyżką, motywacja do pracy będzie jeszcze niższa. Bo przecież w duszy, decyzja o zmianie już zapadła. Teraz pozostało po niej tylko oczekiwanie na kolejną szansę. A ta, na pewno przyjdzie.
Szanse to zwierzęta stadne. Jak nie dziś, to jutro.
Bądź lojalny wobec swoich pracowników. Wtedy już nigdy nie będziesz musiał budować kolejnych, programów-retencyjnych-krzak.
Z pozdrowieniami dla K.
Nie trapcie się mocno. Spytałam, czy mogę opisać historię naszej rozmowy. Zgodziła się. Odważna taka.
A czy jest możliwe, zamiast programu rerencyjnego, starać się budować ekosystem oparty na lojalności w call center (obarczonym opinia pracy tymczasowej, na chwile)??