Pokolenie ja
22 czerwca 2017 Praca 15 komentarzy

Pokolenie ja

Nie wiem jakim typem pokolenia jestem. Czy iksem, czy igrekiem, czy u-umlałtem jakimś. Nie wiem, czy w ogóle warto te pokolenia nazywać. W sumie jest mi to obojętne.

Kiedy rozglądam się wokół siebie, widzę części wspólne dla mnie i moich mniej-lub-bardziej-równolatków.

To rys człowieka po trzydziestce (albo przed czterdziestką – jak kto woli).

Takiego, co przede wszystkim chłonny.

Że życie, że przygoda, że nowe, nieznane.

Takiego, co budzi się rano i chce przeżyć fajny dzień.

Czasami mu się to udaje. To są dobre dni.

Pracuje, żeby nakarmić rodzinę, ale też w dużym stopniu swoją potrzebę rozwoju. Tę, co każe dowozić, nie odpuszczać na szczegółach, ciągle podbijać poprzeczkę. Sobie przede wszystkim.

Idzie wraz z rytmem, który nabija nie-wiadomo-kto-lub-co.

Ściga się, najbardziej ze sobą samym. Takie czasy podobno.

Otacza się przedmiotami, które mnoży dość bezmyślnie. Ma coraz więcej rzeczy, które coraz mniej cieszą. Bo co to za radość, z kolejnych butów, które kupione za plastikowy pieniądz.

Nie to, co w latach dziewięćdziesiątych. Wtedy pół osiedla wiedziało, komu mama zapodała nowe trampki. Były oględziny, fanfary i radość na kilka dobrych dni.

Teraz jest kolejny dzień. I kolejne buty. Radości jakby wcale.

Żyje w trudnych czasach. Bo wzorców mu trochę brak. Pokolenie rodzicieli dorastało w innym świecie. Analogowym, lokalnym, bez szerokiego świata za oknem. Bez internetów buchających  TEDami w stylu yolo.

Trudno więc wywlec od starszyzny aktualne recepty na życie. A cholernie by się czasami jakaś trafiona recepta przydała.

Bo rady typu „za dużo pracujesz, musisz zwolnić”, choć ze szczerego serca prawione, nie znaczą wiele ponad zlepkę głosek. Bo to przecież nie chodzi o to, co trzeba zrobić, tylko jak…

A tego już starszyzna nie wie. Nie nauczyła się tego na swojej skórze, w PRLu i chwilę po. Inne czasy, inaczej porozstawiane akcenty, inny żur w garze.

Czy wartościowy? Na pewno. Czy potrafi pomóc na tu i teraz? Doraźnie, rzadko.

Stara się jak może, a często i tak na końcu płacze. Wieczorem, przy zgaszonym świetle.

Bo mężczyźnie przecież nie wypada w pełnym słońcu. Twardym trzeba być, a nie babą.

W trudnych chwilach zaciska ząb i tłumaczy sobie, że człowiek uczy się w trudnościach. Że to jest czas, kiedy musi się jeszcze tych wszystkich trudnych rzeczy nauczyć.

Dopiero w następnej dekadzie życia ogarnie, że nie wszystkiego przecież chciał się uczyć. A umiejętność zarządzenia eskalacją eselejów o kant dupy przecież.

Po kilkunastu latach pracy ma pierwszy poważny kryzys. Chwilę szuka pomocy, ale dowiaduje się, że wszyscy są w podobnej dupie. Tej z cyklu czarna i z włosami.

Przychodzi taki dzień, że siedząc na kolejnym korpo-spotkaniu, czuje, że się skończył.

Wstaje, wychodzi, nie wraca przez pół roku. Telefonów nie odbiera. Po tygodniu przestają dzwonić.

Jedni mówią, że wziął sabbatical. Inni wiedzą, że coś poważnie pękło.

Ma rodzinę, kilku przyjaciół i jednego wroga.

Siebie.

Układ skazany na burzę.

Trudne to nasze pokolenie. Samotne w tej czeluści.


Pomyśl więc, drogi Basta-Czytelniku.

Czego warto się uczyć, a nie tylko czego można.

Gdzie jest początek, a gdzie kraniec twojej ambicji.

I wiedz, że ten kraniec nie ogranicza.

Dużo częściej pozwala oddychać.

Uwalnia.

Od konieczności wyjścia z sali na pół roku.

Koniec.

15 komentarzy
Poprzedni Sri Lanka z dzieciakami – jest i film Następny Twój ruch

Zrezygnuj

Widzę siebie

sabbatical – to już potrafię ładnie nazwać to co chodzi mi po głowie od dawna i nie muszę przy tym używać brzydkich słów 🙂
oczywiście tylko tak mówię…. nie mogę tego rzucić – a wszystko przez to, że Hogan powiedział mi ostatnio, że ambicja trochę jakby (chorobliwie) duża… i szansa gdzieś tam cały czas jest… i że cieszy ten przelew dziesiątego, bo jest wyższy niż u reszty w okolicy… i dzięki temu kupię kolejne buty… damn!!!! chyba jednak to rzucę.

Katarzyna Kraj

Prawdziwe. I szlag mnie trafia, że tak mówię, że zdaję sobie sprawę, że tak jest. Na szczęście ja już to wiem – zwłaszcza to, że nie mogę i nie muszę umieć/wiedzieć wszystkiego. I już nie chcę. I się spełniam (na etacie jakby co).
Dzięki za tekst!

Bardzo mądre tylko trzeba najpierw przetrawić to że się nie chce już jak kiedyś. I znaleźć sposób na te granice 🙂

Za dużo możemy, zbyt mało robimy. Świat pełen paradoksów.

[…] jakimś. Nie wiem, czy w ogóle warto te pokolenia nazywać. W sumie jest mi to obojętne. Wpis Pokolenie ja pochodzi z serwisu Paulina […]

Estera Orzeszyna

Tak. Też to czuję coraz częściej. Ten moment, kiedy w życiu ambicja, zamiast motywować, stoi naprzeciw mnie jak przeszkoda. Wtedy powtarzam moje utarte motto: Rozsądek ponad wszystko! 😉

Cała ja….. ale patrzę na jeden cytat z pięknym obrazkiem w tle: „Spytaj siebie, co jest naprawdę ważne i miej mądrość i odwagę, by budować wokół TEGO swoje życie.” I w chwilach słabości odpowiadam sobie na jedno pytanie: CZEGO JA TAK NAPRAWDĘ CHCĘ I CO OZNACZA DLA MNIE BYCIE SZCZĘŚLIWĄ? Miłego dnia dla wszystkich czytelników 🙂

Widzę siebie, ale tak do połowy, może 3/4 teksty. Nie mam tych negatywów za bardzo, bo jest „spoko” – ani to korpo, ani nie wymagają za dużo, ale właśnie – mogę więcej, lepiej. Na pewno odzywa się to pragnienie zmian, nowego, nauki, itd. Zaraz 40tka, a nie stać mnie na Porsche, nawet jeszcze kredytu nie mam, bo wolałem kupić auto niż mieć na wpłatę własną (wizja kredytu mnie wk…ia strasznie – bo osiedlenie, przywiązanie totalne, bo będą na mnie mieli haka i będę zależny od planów banku, a nie swoich). Trochę nie wiem dokąd to zmierza, bo teraz, oprócz mnie, jest jeszcze rodzina. Chcę spróbować jeszcze wyżej wskoczyć, mimo wszystko. Właśnie przeczytałem, że 5 lat w jednej pracy to max. Nie jest źle, ale… no właśnie. Przecież życie jest jedno, a świat taki piękny.

To ten moment kiedy dopuszczasz do głosu pytanie „Czego ja chcę? Czego JA chcę?”

Trudny moment i trudne pytanie. Znalezienie odpowiedzi trochę trwa.

Ja swoją znalazłam: Chcę sobie pożyć. Po prostu. Cieszyć się tym życiem. I mieć czas na uważność.

podoba mi się…takie prawdziwe. właśnie wróciłam z półrocznego odpoczynku-chorobowego. gdzieś po drodze pogubiłam się, zapomniałam o najważniejszej osobie w moim życiu, o sobie. tu i teraz jestem, spokojna, wypoczęta i uważna. wdzięczna za to, co mnie spotkało i wzmocniło.

Danuta Zapała

Dla mnie ważne jest pogodzenie się sama ze sobą. Danie pozwolenia na błędy i niewiedzę. Wybaczenie sobie pewnych rzeczy. Wbrew pozorom nie są to łatwe sprawy :-).

Pokolenie ja

Pokolenie ja…. cudowne określenie. Trzeba być sobą i nie myśleć formą grupową.

Bardzo ciekawy i dający do myślenia (przynajmniej mi) wpis. Dziękuję 🙂