O motywacji, olśnieniach i… zrzucaniu zbędnych kilogramów
2 września 2015 Życie 9 komentarzy

O motywacji, olśnieniach i… zrzucaniu zbędnych kilogramów

Motywacja do – w skrócie mówiąc – dobrego życia, jest ostatnio towarem deficytowym. Mamy jej mało, więc szukamy gdzie się da. Bo jak wiadomo, człowiek zmotywowany, to człowiek sukcesu.

Dostałam jakiś czas temu dość osobliwą wiadomość. Człowiek pisał o swoich zawodowych i życiowych rozkminkach. Rzeczywiście (z tego, co opowiadał) nie ma lekko. W pracy pod górę od zawsze, prywatnie też szału brak. Obrazek całokształtu raczej słaby. Przeciętny obywatel za Chiny nie chciałby się zamienić. Ja, za cały świat.

Brnąc przez kolejne akapity, w głowie dźwięczało mi wielkie: „ale jaka będzie pointa/ czego osoba potrzebuje ode mnie?”.

Ostatnie zdania do dziś dźwięczą mi w głowie. Człowiek poprosił o rozmowę, mówiąc, że „musi znaleźć motywację i inspirację”. Powiedział, że „czeka na jakieś o-l-ś-n-i-e-n-i-e”.

Mam taką zasadę, że nawet kosmitom (zdarzają się i tacy) odpowiadam na maile. Przynajmniej raz. Nie ważne czego dotyczą i nie ważne jak bardzo bez sensu jest ich treść. Tym razem odpisałam z otwartą głową. Nadawca na pewno nie był kosmitą. Wahałam się jednak przez chwilę, bo sama uważam, że motywacja jest czymś, co przede wszystkim musimy odkryć w sobie. To w naszym systemie powinna się urodzić, tam jest jej łożysko. Można sobie oczywiście próbować pomóc, otaczając się ciekawymi ludźmi, czytając ciekawe książki. Ale synteza (=inspiracja =fala motywacji do robienia nowych, nieznanych, fascynujących) należy wyłącznie do nas. Jak sobie sama nie wyprodukuję energii i chęci, nikt za mnie tego nie zrobi.

Wahanie trwało tylko krótką chwilę. W swojej odpowiedzi nie udzieliłam jednak żadnej rady. Nie odniosłam się też do żadnego własnego doświadczenia. Nie było złotych myśli, wymądrzalstwa i retoryki (którą czasami uprawiam – tak, tak!) w stylu „you can do it!”. Innymi słowy, nie wydałam z siebie niczego odkrywczego. Po prostu zadałam osobie kilka pytań. O przyczyny takiego stanu, o to, co by się musiało stać, żeby zła rzeczywistość zmieniła się w różową. Elementarz.

Człowiek oczywiście rozwinął wszystkie zadane wątki, na większość pytań sam sobie odpowiedział, po czym podziękował za energię i „kopa”. Taki rozwój wydarzeń był do przewidzenia.

Drugi początek

Ale nie, drogi Czytelniku, ta historia nie kończy się w tym miejscu. Idzie o krok dalej. Bo z człowiekiem korespondowałam potem jeszcze dłuższą chwilę. [Nie publikuję części tych wiadomości (tak jak mam to w zwyczaju), tylko dlatego, że retoryka człowieka jest mega specyficzna, a i przykłady bardzo identyfikują nadawcę. Tym razem jesteście skazani wyłącznie na moją prozę.]

Wraz z rozwojem naszej wirtualnej rozmowy, słowo po słowie – zaczęłam odkrywać przedziwną schizofrenię mojego rozmówcy. W jednym zdaniu człowiek potrafił pisać o tym, co planuje, czego chce, jakie zadania sobie stawia, po czym prezentował absolutny brak gotowości do pracy nad tym wszystkim. Trochę tak, jak ludzie mają ze zrzucaniem zbędnych kilogramów. Mówią, że chcą schudnąć, ale gotowości na ćwiczenia lub dietę absolutnie w nich brak. Taka mieszanka nie może się udać. Na końcu historii, dalej jesteś grubasem. Prawdopodobnie bogatszym o kilka nowych kilogramów.

Finał

Koniec historii rozmów z człowiekiem jest trudny, ale tylko przez chwilę. Basta pisze o swojej obserwacji. Mówi łagodnie, ale rzeczowo. Nie owija w bawełnę, nie stara się zmiękczyć komunikatu. Przekaz jest jeden: widzę, że liczysz na efekty pracy, której nie jesteś gotów wykonać. To się nie uda. W przyrodzie to nie zadziała.

Człowiek nie odpisuje.

Basta myśli, że poczuł się urażony i to koniec. Spisuje na straty. Przykro jej, bo czuje, że osoba pewnie nie była gotowa na tego typu szczerość. Nie umartwia się jednak. Zapomina i zajmuje się czymś innym.

Mijają prawie trzy tygodnie.

Wczoraj dostaje nową wiadomość. Długą jak szlag. Jest w niej wszystko, czego człowiek potrzebuje, żeby ruszyć z miejsca. Jest rachunek sumienia, jest plan, jest sposób jego realizacji. Jest duży akapit o wysiłku i na niego gotowości. Jest ogromna doza świadomości. Potrzeba zmiany jest tylko malutką częścią tej wypowiedzi. Miejsce centralne zajmuje konkret. Człowiek wreszcie pisze o sobie, nie prosząc o jakieś magiczne olśnienie. Pisze, bo sam wie, co się musi zdarzyć jutro.

Nie odegrałam w tej historii (szczerze) żadnej mądrej (=mądralińskiej) roli. Nie spełniłam też początkowej prośby człowieka (nie chciałam zainspirować, zmotywować, czy – o zgrozo – olśnić). Jednak za sprawą kilku prostych pytań i gotowości na szczere skomentowanie zauważonych niekonsekwencji/braków (wprost i bez żadnych, głupich „kanapek”), dziś mam naprawdę dobry dzień. Byłam świadkiem przemiany prawdziwej osoby. Od człowieka, który pasywnie czeka na opiekę i jakiś motywacyjny cud, do kogoś, kto wreszcie stanął  u steru. Bo pierwszy raz od dawna (albo od zawsze?) wykumał, jaki kurs mu w sercu gra.

Żeby każdy z Was też znał swój kurs.

Basta.

9 komentarzy
Poprzedni Przypowieść z ważnym morałem Następny Trzy rzeczy, które nie są (a powinny być) Ci obce

Zrezygnuj

Czasami wystarczy, że ktoś wysłucha, przeczyta. Świadomość podzielenia się swoimi rozterkami i odkryciami z drugim człowiekiem to część drogi, dodanie sobie odwagi wiem że jesteś”, „nie jestem sam”… Miłego dnia, pozdrawiam:))

paulinabasta.com

Albo, że zada proste, ale właściwe pytanie… Tobie też – miłego, Marzena!:)

celnie postawione pytanie, to już połowa sukcesu do uzyskania odpowiedzi

paulinabasta.com

Też tak sądzę, Z.

tak sobie coaching wyobrażam 🙂

„widzę, że liczysz na efekty pracy, której nie jesteś gotów wykonać. To się nie uda. W przyrodzie to nie zadziała.” chyba najlepszy kop w dupę jakiego można dostać 😉

[…] Basty znajdziecie zaś inspirujący wpis o braniu się z życiem za bary. Poczułam, że jest bardzo udaną przeciwwagą do mojego postu o […]

Wstyd się przyznać, ale ja też coraz częściej jestem taką ‘pasywną plannerką’! Planuję tyle, ze ho! ho!, widzę przed sobą świetlaną przyszłość, tylko kurde nic nie robię, albo robię zdecydowanie zbyt mało, aby wszystkie te moje plany zrealizować. Dzięki za ten tekst, dał mi dużo do myślenia.

paulinabasta.com

To owocnych rozmyślań, Iwona!:-)