Kobiety (jako rodzaj) mają wiele zalet. Są ambitne, pracowite, dobrze znoszą ból (patrz liczba porodów bez znieczulenia). Często jednak przeszkody, które stoją na ich zawodowej drodze, to... pierdoły.
Kiedy kobieta nabiera zawodowego rozpędu, powoli nad jej głową zbierają się chmury. Dziś o jednej takiej, z której potrafi się zerwać nie lada ulewa.
To, że czasami w pracy nie jest łatwo, jest rzeczą oczywistą. Bo koniunktura nie taka, bo złoty spada, albo się umacnia, bo cała masa czynników, na które nie mamy wpływu.
Kłopot zaczyna się wtedy, gdy problemy, z którymi się mierzymy istnieją głównie w naszej wyobraźni. Coś w stylu: sama wymyślam sobie problem, z którym potem sama walczę. Czasami zwyciężam, czasami padam na twarz. Czołem w błoto. Jednym z takich problemów jest „biurowa polityka”. Zbyt często zdarza mi się słuchać kobiet, które gdzieś w okolicach stanowisk kierowniczych średniego szczebla, zaczynają jęczeć. Mówią, że im trudno, że cała ta „polityka” ich brzydzi i, że ta gra to chyba nie dla nich.
W takich sytuacjach, najpierw na jakieś 15 sekund zamykam się w sobie (coby nie palnąć jakiejś głupoty), po czym zaczynam głośno myśleć. Wątki, wokół których krąży owo rozmyślanie są dość precyzyjne. Warto je przeczytać, przemyśleć i zapamiętać.
- Tam gdzie jest człowiek, tam jest i polityka. Ludzie z czasem zawierają sojusze, rozgrywają małe bitwy, wywijają szabelkami w lewo, prawo i gdzie się da. Czy to dobrze lub etycznie? Nie! Czy to dla naszego gatunku naturalne? Jak najbardziej! Czy można to na stałe zmienić? No way! To tak jakby walczyć z potrzebą oddychania, jedzenia czy miłości.
- Wiem, wiem – pierwszy punkt lekko wieje brakiem optymizmu. Nie martw się jednak, drogi Basta-Czytelniku, jest na to sposób. Bo przecież obejmując kolejne stanowiska managerskie, nie musisz aktywnie grać w dyktowaną grę. Nie trzeba jej nawet w pełni akceptować. Jedyne, co jest Ci potrzebne do przetrwania, to zrozumienie otaczającego Cię środowiska. Jakie są stosunki sił, gdzie jest oko decyzyjne, kto i jaki wpływ na to oko wywiera etc… Rozgryzienie tego wątku jest dziecinnie proste. Jedyne, czego Ci trzeba, to uważna obserwacja wszystkiego, co dzieje się dookoła.
- Kiedy rozumiesz zasady gry toczącej się wokoło, wracasz do sterów. Masz wybór. Możesz zacząć budować własne sojusze, ale jeśli takie postępowanie nie wpisuje się w twoją etykę pracy, możesz po prostu robić swoje. Merytorycznie, sprawnie i mądrze. Jak to mówią Ci od marketingu: dobry content zawsze się obroni.
Buduj więc wokół siebie taką atmosferę, z którą jest Ci do twarzy. Dbaj o swoją markę osobistą, nie knując, nie szepcząc na korytarzach i nie kopiąc pod nikim żadnych, głupich dołków. To zabawa dla innych – tych, którzy nie są w stanie zawalczyć ze swoją małpią naturą. A ty, po prostu używaj mózgu. Jeśli część twojego środowiska funkcjonuje w jakimś „układzie”, znaj jego zasady. Tylko tyle lub aż tyle.
To trochę tak, jak z pływaniem. Możesz się obrażać, że na głębokiej wodzie zaczynasz się topić, albo po prostu dobrze ogarnąć kraula. Potem, całe życie możesz już pływać tylko „pieskiem” (jeśli wolisz). Grunt jednak, że już nigdy nie utoniesz.
A teraz, krótki dialog… Dawno już nie rozmawialiśmy, drogi Basta-Czytelniku. Stęskniłam się.
Jak to jest z tą biurową polityką? Zaznacz odpowiedź, która jest Ci najbliższa.
Jak zwykle super celne uwagi i pieknie napisane 🙂 Wydaje sie, ze temat „polityki burowej” to tak problem zastepczy – jak moznaby sie zajac czyms istotniejszym, ale z jakiegos powodu sie nie chce, to zawsze mozna udawac, ze to wlasnie z ta polityka mamy problem. I jest wygodnie, bo to przeciez od nas nie zalezy… a tymczasem sa pewnie bardziej namacalne kwestie (zeby odejsc od tych problemow), ktore mowiac brzydko olewamy. Sama sie sobie chetnie przyjrze, ile razy uzywam tej jakze wygodnej wymowki – i dawaj do pracy nad soba, planuje tendencje spadkowa 🙂