Początkiem grudnia lecę z bliską znajomą do Barcelony. Bilet dostałam w prezencie. Za to, że pomogłam jej (choć moim zdaniem sama sobie pomogła) w zdobyciu mega pracy.
Dziś opowiem Wam fragment tej historii. W moich oczach – najciekawszy.
Powiedzmy, że koleżanka nazywa się B (jak Bogini Negocjacji).
B jest człowiekiem kompetencją. Nie tylko, zresztą -petencją, ale i potencją (czyt. potencjałem) wykazuje się ponadprzeciętną. Bogate doświadczenie zawodowe, ciekawa filozofia pracy. Warsztat sprawdzony w boju. Lat trzydzieściparę. Ładna.
Nagle pojawia się oferta bardzo ciekawej pracy. B zaczyna rozkminiać. Podejmuje decyzję. Werdykt brzmi: #chcęto!
B szybko przechodzi do działania, rozmowy się rozpoczynają. Rakieta.
W pewnym momencie, zaczynamy z B rozmawiać o szczegółach, wspólnie przygotowujemy się do niektórych części procesu rekrutacji. Krótko rozmawiamy też o pieniądzach. Polecam, to co zawsze (czyli mniej więcej to). W przypływie fantazji jednak uzgadniamy dość solidną kwotę. Jak grać, to o złoto.
Naturalnie B (jako że mega kumata), ofertę dostaje. Równie naturalnie, chce ją przyjąć. Dzwoni więc do mnie w euforii.
Ja gratuluję, świętuję, ale (jak to ja), pytam o wysokość oferty. B wykrzykuje kwotę, wciąż w stanie absolutnej ekscytacji.
I wtedy dzieje się sedno…
Ja: Droga B, zauważam, że oferta, którą Ci złożyli nie jest zbieżna z twoimi oczekiwaniami. W związku z tym zapytuję: kiedy zaczniesz negocjować?
B: Basta! Oszalałaś?!
Ja: Na punkcie męża – na pewno, ale w tym przypadku jestem dead serious
B: No nie… przecież przedstawili mi mega ofertę!
Ja: Fakt. Nie jest jednak zbieżna z twoimi oczekiwaniami. Stąd, logicznie dopytuję, kiedy i jak zamierzasz zacząć negocjować?
B: Bosz, Basta! To by było takie NIE W MOIM STYLU…
Ja: A torebki Furli są?….
Potem ustaliłyśmy trzy zdania, które trzeba wysłać do nowego pracodawcy. B wysyła wiadomość i tego samego dnia dostaje odpowiedź. Pozytywną.
Finał jest krótki. B dostaje worek złota, a Basta…jedzie do Barcelony. Symbioza.
No i teraz morał:
Przez lata pracy w rekrutacji, miałam okazję obserwować różnych kandydatów, na różne stanowiska. Wniosek jest piorunujący. Mężczyźni mają odwagę rozmawiać o pieniądzach, negocjują, dopytują, przyznają, że temat jest dla nich istotny. Kobiety zaś, statystycznie, dziękują za bycie „wybraną” i odkładają słuchawkę. Potem dzwonią do znajomych i ogłaszają sukces. To fakt, zdobycie nowej pracy, niewątpliwie jest sukcesem. Brak gotowości do podjęcia tematu wynagrodzenia, gdy nie jest zbieżne z naszymi oczekiwaniami (nawet gdy jest obiektywnie satysfakcjonujące), już tak dużym sukcesem nie jest.
Negocjacje wynagrodzenia powinny być w twoim stylu. Jeśli naturalnie masz z tym problem, po prostu naucz się tej frazy na pamięć i zastosuj. Trzy zdania wysłane mailem, czasami potrafią zamienić się w worek złota. Twojego. Wystarczy się odezwać.
MEGA!!! Zabrakło mi tylko DLACZEGO TAK JEST? A to trochę nie jest tak, że kobiety patrzą na siebie w dwojaki sposób? „Ja istota pracująca” i „ja matka”. Pragnę zauważyć, że kobiety w okresie rozrodczym, czyli średnio przez jakieś 8 lat dostosowują całkowicie swoje życie (a co za tym idzie karierę) do bycia matką. Siedzą na siłę w robocie bo niedługo będzie ciąża a potem macierzyńskie no i trzeba mieć potem gdzie wrócić. Ostatnio moja znajoma po macierzyńskim zmieniła pracę. Zapytana dlaczego się na to decyduję odpowiedziała, że nowa praca jest bliżej domu i są tam dogodniejsze godziny pracy. W ten sposób będzie mogła bardziej poświęcić się dziecku. Strasznie to wszystko asekuracyjne. Wniosek z tego taki, że jak przez ileś lat oglądamy dookoła siebie kobiety, które żyją od jednej ciąży do drugiej a potem najlepiej jeszcze do 18-tego roku życia dziecka lub same nimi jesteśmy to potem jak nam się trafi jakaś lepsza oferta pracy to kładziemy się przed pracodawcą krzyżem i do tego wszystkiego jesteśmy mu jeszcze w stanie dopłacić, że nas w ogóle zechciał! Kobiety przez lata były i jeszcze nadal są postrzegane przede wszystkim jako matki a ten wizerunek głęboko zapisuje się w naszej głowie kiedy udajemy się na rozmowę o pracę. Oto moim zdaniem jeden z powodów dla których kobiety nie potrafią negocjować! Wszystko zaczyna się w naszych głowach